Stare śpiewki – spotkanie z pieśnią tradycyjną 27.05.2024

W poniedziałek, 27 maja 2024 roku godzina 18:00 zapraszamy na cykliczne spotkanie śpiewacze – Stare śpiewki.

Mile widziany jest każdy, kto poprzez śpiew chciałby się zbliżyć do swojej historii, poznać pieśni praprzodkiń, kto już śpiewał lub jeszcze nie, pieśni głosem, jaki dała nam natura. Będziemy rozgrzewać, ośmielać i oswajać się z naszymi głosami aż poczujemy radość i moc ze wspólnego śpiewania. Opowiemy o tradycjach, obrzędach i symbolice ukrytej w pieśniach. W maju, w oparciu o pieśni tradycyjne przygotujemy dla Was repertuar wiosenny z różnych regionów Polski. Będą pieśni z Kujaw, Kielecczyzny, Podlasia, Roztocza. Przypomnimy sobie pieśni, których nauczyłyśmy się zeszłym razem. Wyśpiewamy o Maniusi, pod grusią, o gajowym, zalotne i Świętojańskie.

Zaczniemy od bardzo krótkiej rozgrzewki narządów mowy i rezonatorów. Porozmawiamy o technikach śpiewu, ćwiczeniach oddechowych i innych, które rozluźniają i sprawiają, że śpiewanie staje się dla nas przyjemnością.

Spotkanie poprowadzi Olga Krasoń i Magdalena Śmierzchalska.

Wszystkich zainteresowanych prosimy o zgłoszenie na adres glosytradycji@gmail.com.

Towarzystwo Miłośników Gdyni ul.Władysława IV 51, 27.05.2024 godzina 18:00.

Zapraszamy

Julian Rummel U kolebki Gdyni, fragmenty pamiętnika

Rocznik Gdyński 1977, Julian Rummel: U kolebki Gdyni (fragmenty pamiętnika).

W 1921 roku o Gdyni właściwie nikt jeszcze nie myślał, a nawet mało kto w Polsce wiedział, że taka wioska istnieje. Więcej osób wiedziało o istnieniu Oksywia z jego starym kościółkiem i pięknie położonym cmentarzem. Tylko bardzo nieliczne jednostki — nastawione wybitnie turystycznie — zapuszczały się do Gdyni. Polacy dobrze znali Sopot — jeszcze z czasów przedwojennych — gdyż tam przyjeżdżano na lato (były to czasy, gdy dobrych klientów wszędzie w Gdańsku rozumiano po polsku), chodzono od czasu do czasu brzegiem morza do Orłowa, gdzie można było napić się kiepskiej kawy, ale dalej — kończył się świat. Biedna mała kaszubska wioska nikogo nie interesowała.

Wiosną, czy latem 1921 roku, wybrałem się do Gdyni. Rzeczywiście, stanowiła ona duży kontrast z dobrze urządzonym i bogatym Sopotem. Nieprzyjemną stroną Gdyni były mokradła, pomiędzy wioską a Oksywiem, gdzie często trzymały się mgły i gdzie wylęgiwały się komary. Niedaleko od licho skleconego pomostu, do którego czasem przybijały mniejsze statki Towarzystwa „Weichsel”, wożące pasażerów z Gdańska do Sopotu i Helu, stały pale rozpoczętej przez inż. Wendę większej przystani. Roboty nie posuwały się z braku Dyrektor Julian Rummel kredytów. Budowę tej przystani rozpoczęto w 1920 roku, w związku z trudnościami wyładowywania sprzętu wojennego w Gdańsku. Gdy potrzeba ustała, budowę przystani wstrzymano i inż. Wendzie w późniejszych latach udawało się z wielkim trudem wydostawać niewielkie kredyty, które na skutek inflacji szybko topniały, aby przystań chociażby się nie niszczyła. Ostatecznie, przystań nigdy całkowicie nie została ukończona, a gdy w 1924 roku rozpoczęto budowę portu, zagrzebano ją w terenach późniejszego mola węglowego.

Postój naszych okrętów wojennych w Gdańsku i trzymanie tam załóg — nie było dogodne. Puck, gdzie umieszczono dowództwo floty, w głębi płytkiej Zatoki, miał co prawda tradycję historyczną, jako baza polskiej floty wojennej za czasów Władysława IV, nie mógł jednak poważnie być traktowany jako miejsce postoju niewielkiej nawet flotylli. Więc, o ile miano w ogóle poważnie myśleć o flocie wojennej, zdatnej do czego innego, niż do zdjęć filmowych, należało znaleźć inne rozwiązanie. Wówczas kmdr Józef Unrug, późniejszy dowódca floty, wystąpił z raportem, który się sprowadzał do tego, że o ile powstaną możliwości budowy portu wojennego, najlepszym miejscem byłaby Gdynia. Istniała zresztą stara koncepcja z czasów “Wła­dysława IV budowy portu wojennego pod Oksywiem (Koniecpolski).

Admirał Porębski przychylał się do tej myśli, lecz ponieważ wówczas wszelkie poczynania o charakterze wojennym były wysoce niepopularne, a wszelkie koncepcje dotyczące floty wojennej uważane były po prostu za fantastyczne (admirał Porębski nosił mundur generała dywizji, gdyż jak sam mówił, było krępującym zjawiać się publicznie w mundurze morskim, uważanym wówczas za coś egzotycznego, za coś w rodzaju munduru admirała szwajcarskiego), wypowiedział kiedyś myśl, że budowę portu wojennego należałoby „przemycić” pod pretekstem budowy małego portu handlowego. Jednakże z powodu opłakanej sytuacji finansowej państwa, braku pieniędzy na zaspokojenie najbardziej palących potrzeb i przy postępujące inflacji, nikt nie brał sprawy budowy nowego portu poważnie. Wkrótce zupełnie za­pomniano o tych projektach, tym bardziej, że wszyscy w Polsce łudzili się nadzieją, iż Gdańsk przypomni sobie stare czasy współpracy z Polską, będzie mu zależało na ciągnięciu korzyści z polskiego handlu, i w związku z tym Polska żadnego innego portu nie będzie potrzebowała. Pozostawała więc w Gdyni niedokończona przystań, do której doprowadzono tor kolejowy. Po paru latach przystań ta okazała się potrzebna i pożyteczna. Jednym słowem, w latach 1920—1922 polski Gdańsk się bawił, do Gdańska przyjeżdżano nawet z Warszawy po zakupy, a polskie wybrzeże żyło zupełnie odrębnym życiem i jedynym, co tam robiono, była droga wzdłuż brzegu morskiego z Gdyni do Oksywia, do którego przedtem trzeba było dobierać się da­leką drogą okrężną. Poza tym całe wybrzeże pozostawało zaniedbane, a malownicze Kaszuby nie były jeszcze odkryte.

Aby rozwinąć jakąkolwiek działalność na morzu należało mieć nad morzem od­powiednią bazę, i to bazę własną. Jasnym dla mnie było, że Gdańsk, z którym stosunki nie układały się pomyślnie, za taką bazę uważany być nie może, nie będzie odskocznią dla polskich kroków na morzu. Za jedyne wyjście odpowiadające interesom Polski uważałem budowę portu w Gdyni. Wychodziłem przy tym z założenia, że nie można tworzyć floty handlowej w Gdańsku, z góry usposobionym nieprzychylnie do polskich w tej dziedzinie poczynań. W związku z tym postanowiłem cały swój wysiłek poświęcić budowie portu w Gdyni. Tak, czy inaczej, pod wpływem działalności Ligi, sprawa portu została postanowiona. Lecz Gdynia miała swoich przeciwników i rywali. Między innymi, inż. leśnik, niejaki J. Rafalski, napisał broszurę o porcie w Pucku. Uzasadnienia nie było żadnego, lecz inż. Rafalski opublikował też mapę Zatoki Puckiej, zaprojektował przecięcie Helu (nie przewidując zresztą żadnej ochrony wejścia od strony otwartego morza) i całą tę olbrzymią przestrzeń pokrył basenami. W rezultacie obszar projektowanego portu okazał się być większy, niż powierzchnia wszystkich portów niemieckich razem wziętych. O ile wykazanie dyletanctwa tego projektu nie było trudne, o tyle trudniejsza była sprawa morskiego portu w Tczewie, wykoncypowanego przez p. Klejnot-Turskiego z Tczewa. Razem z inż. Tillingerem wydrukował on broszurkę o tym projekcie, zainteresował nim dość duże grono osób i przekonał do tej idei marszałka Sejmu Wojciecha Trąpczyńskiego. Marszałek urządził nawet zebranie w swym mieszkaniu w Sejmie, gdzie projekt ten propagowano w szerokim gronie. Założenie projektu polegało na tym, że z Gdańska poprowadzi się głęboki kanał do Tczewa, połączony śluzą z Wisłą. Ten projekt już dlatego nie był realny, że kanał musiał przechodzić przez terytorium Wolnego Miasta. Nie pozwoliłoby ono przede wszystkim na wywłaszczenie terenów, mających na celu stworzenie konkurencji dla Gdańska, a gdyby nawet ustosunkowano się do projektu przychylnie, na podstawie istniejących umów, kanał budowałoby i nim administrowało to same Wolne Miasto. Wytwarzałoby to zupełnie niemożliwą sytuację przy administrowaniu tczewskim portem. Poza tym, jeżeli sam Gdańsk nie mógł przyjmować większych okrętów oceanicznych, to i do Tczewa nie mogłyby one zachodzić. Przy współczesnej technice żeglugi morskiej i eksploatacji statków, przechodzenie kanałem jest połączone z wielką stratą czasu, co odbija się na wysokości frachtów. W naszym zaś klimacie, utrzymanie ruchu w kanale zimą (Wisła zamarza na 3 miesiące w roku), byłoby prawie niemożliwe. Budowa samego kanału zdolnego do przepuszczania większych statków byłaby bardzo kosztowna, zaś koszta te trzeba by dodać do kosztów budowy samego portu. 

Przewidywałem ipożliwość budowy w Tczewie mniejszego portu rzecznego, co łączyłoby się z pogłębieniem ujścia Wisły pod Schievenhorstem, ale to mogłoby mieć miejsce później. Budowa zaś wielkiego portu w Tczewie byłaby po prostu niedorzecznością. Wszyscy prawdziwi fachowcy zgadzali się ze mną pod tym względem. Jednakże ruch, zrobiony przez p. Klejnot-Turskiego około portu w Tczewie, był duży.

Po jednym z zebrań u marszałka Trąpczyńskiego napisałem mu obszerny list, dowodząc, że jeśli mamy budować własny port, to jedynym do tego miejscem jest Gdynia. Jednocześnie rozpocząłem pisanie broszury, uzasadniającej, że port gdański, przy przewidywanym rozwoju handlu zewnętrznego Polski, już prędko okaże się niewystarczający, i aby rozwinąć nasz handel potrzebujemy portu nowocześnie urządzonego, w którym koszta obsługi przejścia towarów przez port byłyby możliwie najniższe, i w którym frachty mogłyby kształtować się korzystnie dla naszego handlu. Trudno było zebrać statystykę naszej produkcji i mniej więcej ustalić przypuszczalne obroty naszego handlu. Udało mi się jednak zadanie wykonać. Treść tej broszury — przed jej wydrukowaniem — była przeze mnie wykorzystana do szeregu artykułów i odczytów, które miałem we wszystkich znaczniejszych miastach Polski.

Aby ostatecznie wyświetlić sprawę portów, urządziłem w Lidze wielkie zebranie. Przez generała Zaruskiego zaprosiłem Prezydenta RP — Stanisława Wojciechowskiego. Na zebraniu było czterech ministrów i mnóstwo publiczności. Sprawę portu w Tczewie referowali p.p. Klejnot-Turski i inż. Tillinger. Sprawę Gdyni — inż. Pauli. W dyskusji wzięli udział: mój ojciec, inż. Ingarden — starszy wiekiem doświadczony inżynier austriacki oraz kilka innych osób. Żaden głos nie padł za portem w Tczewie. Odnosiło się wrażenie, że projekt tczewski został ostatecznie pogrzebany.

Na następnym posiedzeniu Rady Ligi zjawił się marszałek Trąpczyński i napadł na mnie, uderzając pięścią w stół, na jakiej podstawie psuję mu sprawę portu w Tczewie, której on poświęcił tyle pracy? Oskarżał zwolenników portu w Gdyni o szkodzenie interesom Państwa. Odpowiedziałem mu również w energicznym tonie, również uderzając ręką w stół, i już bez żadnych ogródek wykazując całą niedorzeczność oraz nierealność projektu tczewskiego. Wyśmiałem m. in. jego słowa, że gdy port w Tczewie powstanie — Gdańsk zarośnie trawą. Marszałek uspokoił się i już więcej do sprawy Tczewa nie wracał. Przyjęta przez zebranych uchwała wyraźnie mówiła o porcie w Gdyni.

Skarb Państwa był pusty i nie było mowy o tym, aby obciążyć budżet bardzo znacznymi sumami na budowę portu. Inflacja trwała. Admirał Porębski proponował utworzenie wielkiego z 200 osób złożonego komitetu, któryby się zajął budową portu. Postarałem się utrącić tę myśl w samym zarodku, wiedząc z góry, że przy takim komitecie nigdy nie będziemy mieli portu. Długo i dużo rozmawialiśmy z ojcem i inż. T. Nosowiczem o tej sprawie. Było też jasne, że w Polsce nie istniała ani jedna firma budowlana, która mogłaby dać gwarancję mniej więcej przyzwoitego wykonania niezbędnych robót portowych. Nie miały one ani potrzebnego sprzętu, ani tym bardziej pieniędzy. Przed przystąpieniem do robót musiałyby otrzymać od Rządu znaczne sumy na nabycie niezbędnego sprzętu, takiego jak dragi, urządzenia do produkowania betonu, kolei itd. itd., a poza tym otrzymywać zaliczki na samą budowę. W tych warunkach prościej byłoby prowadzić roboty po prostu przez instytucje rządowe. Lecz — jak już wspomniałem — Skarb Państwa był pusty, i gdyby rozpoczęto akcję w tym kierunku, byłaby ona w kołach rządowych bardzo niepopularna. Nie można było nawet znaleźć pieniędzy na prace przedwstępne, dla zorganizowania czegoś w rodzaju „biura studiów”.

Opisując pobyt Prezydenta Rzeczypospolitej w Gdyni* zapomniałem wspomnieć, że jednocześnie z doręczeniem Prezydentowi dyplomu Ligi wręczyłem Mu tylko co wydrukowaną swoją broszurę „Port w Gdyni”, w pięknej skórzanej oprawie. Później, broszura ta została rozesłana przez Ligę Żeglugi Polskiej szeregowi wpływowych osób. Jeszcze przedtem odwiedzałem osobiście różnych ministrów, starając się zainteresować ich budową portu w Gdyni. Prawie nikt (a właściwie nikt) z tych ministrów nie orientował się zupełnie w zagadnieniu. Minister Robót Publicznych Gabriel Narutowicz nic nie rozumiał. Sprawy morza, portów itd. były mu widocznie zupełnie obce. Jednym z niewielu, którzy rozumieli doniosłość zagadnienia był ówczesny Minister S. W. Generał Sosnkowski, z którym miałem długą rozmowę.

W tym okresie byłem przyjęty razem z admirałem Porębskim przez Naczelnika Państwa J. Piłsudskiego. Ponieważ posiadałem większą łatwość słowa, wypadało mi przedstawić całą sprawę. Marszałek wysłuchał uważnie, potem zwrócił się do mnie z zapytaniem:

— Zna Pan Pacanów?

— Tak, Panie Marszałku, to tam, gdzie kozy kują — odpowiedziałem.

— Tak, tak, to było właśnie tam. Otóż w tym Pacanowie był plac, na którym zawsze było błoto, i ponieważ wieczorami było tam ciemno, przechodnie ciągle do tego błota trafiali. Ojcowie miasta z roku na rok debatowali nad tym, że na placu trzeba postawić latarnie. Pisano memoriały i składano raporty, lecz latarni tam dotąd nie ma i ludzie, jak przed dziesiątkiem lat, tak i obecnie grzęzną w błocie.

Na to odpowiedziałem Marszałkowi, że nie mogę sobie wyobrazić Polski bez własnego portu, który jest niezbędny, i że jestem przekonany, iż taki port powstanie. Audiencja była skończona. Wychodziłem pod wrażeniem, że nie zdołałem przekonać Marszałka i że nie wierzy on w możliwość powodzenia jakiejkolwiek akcji na morzu. Takie samo wrażenie odniósł i admirał Porębski.

Wracam do narodzin Gdyni.

Kilkakrotnie zbieraliśmy się w Polskim Banku Przemysłowym, naradzając się, w jaki sposób można by było jednak zrealizować budowę naszego portu. Na tych naradach był często obecny adm. Porębski, mój ojciec, Dyr. Słuszkiewicz z Banku, inż. Wenda, Dyrektor Departamentu Morskiego G. Chrzanowski, inż. T. Nosowicz i ja.

Mniej więcej w tym czasie miała być przedstawiona do decyzji Sejmu ustawa o budowie portu w Gdyni. Na kilka dni przed zebraniem sejmowym zgłosiło się do mnie do Ligi kilku panów, którzy przedstawili się jako delegaci jednego z wpływowych wówczas stronnictw i zwrócili się do mnie z zapytaniem: „pan tak dużo mówi i pisze o porcie w Gdyni. Mamy wrażenie, że się pan na tej sprawie dobrze zna. Mamy wkrótce głosować w sprawie ustawy o budowie portu w Gdyni. Pragnęlibyśmy wiedzieć, jakie korzyści realne mogą mieć osoby, od których będą zależały dalsze decyzje”.

Jak zrozumiałem, od charakteru uzyskanych informacji byłoby zależne ustosunkowanie się stronnictwa do projektu ustawy. Domyślając się o co chodzi, rozwinąłem najbardziej zachęcające horoskopy. Odpowiedziałem, jak portowe miasta szybko się bogacą. Jak w portach przy odpowiednich wpływach można uzyskać piękne koncesje na składy, elewatory, chłodnie, magazyny wszelkiego rodzaju itd. Na tym wszystkim można się dorobić milionowych majątków (zresztą w tym okresie inflacji o miliony nie było trudno), a ileż posad będzie do rozdania w różnych instytucjach! Mówiłem obrazowo i z werwą. Żegnając się ze mną i dziękując za wyjaśnienia, panowie ci oświadczyli, że stronnictwo ich będzie głosowało bez zastrzeżeń za ustawą.

Ustawa przeszła 29 listopada 1923 r. Lecz nie było to równoznaczne z realizacją budowy portu. Gdy stało się jasne, że ani Rząd, ani polskie firmy prywatne nie są w stanie go zbudować, co oczywiście wymagałoby bardzo dużych środków pieniężnych, zaczęto myśleć, czy nie można by było zbudować za pomocą firm i środków zagranicznych? Początkowo została rzucona myśl, że pewna grupa finansowa mogłaby zbudować port i później go eksploatować. Wpływy z eksploatacji amortyzowałyby koszta budowy i dawały grupie odpowiedni zarobek. Było charakterystyczne, że myśl tę rzuciły czynniki rządowe, które, zdając sobie po części sprawę z tego, że może byłoby pożyteczne mieć port w Gdyni, nie widziały jednak żadnej możliwości uzyskania potrzebnych na to funduszy. Przykładów portów prywatnych było sporo, ale w danym wypadku miał to być port jedyny na terytorium dużego kraju, innymi słowy — instrument o bardzo dużym znaczeniu gospodarczym. W tym wypadku, jedynym prawidłowym rozwiązaniem był port eksploatowany przez rząd, z udziałem odpowiednich przedstawicieli społeczno-gospodarczych. Więc tak lub inaczej Państwo, a nie kto inny, musiało zapłacić za budowę portu. W każdym razie musiało zbudować kapitalne urządzenia portu, jak nabrzeża, baseny, falochro­ny itd.

Ostatecznie ustalono, że jeśli nie można mieć portu nie płacąc za niego, należy szukać możliwości, aby płacić nie zaraz i rozciągnąć zapłatę na dłuższy okres, innymi słowy znaleźć takiego przedsiębiorcę, który zgodziłby się zbudować port na kre­dyt. Zadanie było trudne, gdyż w owym czasie Państwo Polskie kredytu zagranicą nie miało — brakowało do niego zaufania. Wówczas inż. T. Nosowicz zdecydował zwrócić się do swego przyjaciela, inż. Hoygaarda, współwłaściciela firmy Hoygaard i Schultz w Kopenhadze. Przed wojną 1914—1918 firma ta pracowała m. in. w Rosji, wykonując w portach różne budowle, przeważnie żelazobetonowe i miała opinię jednej z najlepszych firm w Europie, a nawet i poza Europą. Mój ojciec znał tych panów z robót wykonywanych w portach rosyjskich, z jak najlepszej strony. Inż. Hoygaard przyjechał do Warszawy i ojciec mój, p. Nosowicz i ja odbyliśmy z nim szereg rozmów. W ich wyniku p. Hoygaard pojechał do Paryża, aby tam wysondować grunt, w jaki sposób można by znaleźć rozwiązanie. Przypuszczał, że jeżeli koła techniczno-finansowe nie mają zaufania do polskiego rządu, to mają zapewne zaufanie do inż. Władysława Rummla, który jest im dobrze znany i będą miały pew­ność, że sprawa, w której przyjmuje on udział, zostanie potraktowana poważnie.

Moja broszurka, przetłumaczona na język francuski, służyła jako załącznik do rozmów. Za podstawę przyjęto projekt inż. T. Wendy. Był on swego czasu inżynierem u przedsiębiorcy portowego inż. Piercowa i w tym charakterze wykonywał roboty w Rewlu, gdzie naczelnikiem robót portowych był mój ojciec. Później był samodzielnym przedsiębiorcą i wykonywał roboty w porcie windawskim. Inż. Wenda, będąc dobrym fachowcem, nigdy jednak portów nie projektował i nie miał sposobności takich spraw ujmować szerzej, w powiązaniu z zagadnieniami komunikacyjnymi i gospodarczymi. Więc i jego projekt portu w Gdyni trzeba było nieco skorygować. Ponieważ poprawki te były zrobione przez mego ojca, do którego inż. Wenda miał duży szacunek, więc i ambicje inż. Wendy nie zostały zadraśnięte, o co oczywiście nam bardzo chodziło.

Wkrótce inż. Hoygaard wrócił z Paryża. Rozmówił się tam z kilkoma dużymi firmami, które wyraziły gotowość utworzenia konsorcjum, o ile przyjmie w nim udział mój ojciec. Były to firmy — Hersant, Batignolles i Schneider-Creusot oraz Ackerman & Van Haaren (bagrowanie). Przedsiębiorstwa te nie dysponowały tak wielkimi środkami, jakich wymagała budowa portu, ale miały dużą wagę gatunkową, co otwierało możliwość uzyskania kredytu. Ten kredyt mógł dać Bank Morgana, który jednak wymagał gwarancji. Ostatecznie okazało się możliwe utworzenie francusko-polskiego konsorcjum budowy portu, do którego ze strony polskiej weszli inż. Władysław Rummel i inż. Teodozy Nosowicz. Konsorcjum złożyło Ministerstwu Przemysłu i Handlu ofertę — i w ten sposób sprawa budowy portu w Gdyni stanęła na realnych torach. O ile sobie przypominam, jako gwarancję rząd zaproponował hipotekę na lasach pomorskich.

Konsorcjum podjęło się budowy portu wg projektu obejmującego jeden basen wewnętrzny, falochron i molo w awanporcie (późniejsze molo węglowe). Pierwsza rata miała oyć zapłacona w styczniu 1926 r., zaś spłata reszty rat miała nastąpić w ciągu 10 lat, z oprocentowaniem 7%, co na owe czasy nie było wiele. Rozumie się, że warunki i szczegóły omawiano w ciągu dłuższego czasu. Dyrektor departamentu oraz naczelnik wydziału portowego inż. St. Łęgowski nigdy w życiu podobnych umów nie zawierali (zwłaszcza ten ostatni w ogóle nigdy nie stykał się ze sprawami portowymi), więc przede wszystkim bali się odpowiedzialności. Kilkakrotnie wydawało się, że pertraktacje zostaną zerwane. Nieprzyjemny był przedstawiciel Schneidera, który stale dawał wyraz swej nieufności do Rządu Polskiego i ciągle wysuwał nowe żądania. Natomiast inż. Robert Le Goff z firmy Batignolles wykazywał dużo dobrej woli, starając się razem z inż. Hoygaardem wpływać hamująco na przedstawiciela Schneidera. Sprawy musiały kilkakrotnie opierać się o Paryż. Dzięki, z jednej strony autorytetowi mego ojca, który stanowczo bronił interesów Państwa Polskiego, oraz głównie dzięki inż. Hoygaardowi, który żywił największą wiarę w przyszłość Polski, a jako osoba neutralna miał możność wpływania na francuskich kontrahentów, została ustalona ostateczna redakcja umowy pomiędzy Konsorcjum a Rządem. Warunki były najlepsze, jakie w owych czasach, przy inflacji i nieustannych wahaniach cen, można było osiągnąć. Późniejsze umowy, na dalszą rozbudowę portu, były zawierane na tych samych głównych podstawach.

Minister Przemysłu i Handlu podpisał umowę dnia 24 lipca 1924 r. Po jej podpisaniu mój ojciec, przy tym obecny, wziął pióro, którym minister Kiedroń podpisał umowę i napisał kartkę, stwierdzającą ten fakt. To pióro znajdowało się potem u mnie, a wyjeżdżając 4 lutego 1940 r. z Warszawy do Aten pozostawiłem je swemu synowi inż. Aleksandrowi Rummlowi z prośbą o przechowanie. Zamierzałem przekazać to historyczne pióro Muzeum Morskiemu lub Muzeum Gdyńskiemu, gdyby takowe powstały. Niestety, pióro spaliło się w czasie Powstania w Warszawie.

Latem 1923 r., gdy już w Gdyni wykończono hotel „Polska Riviera” i gdy zjeżdżało już tam sporo letników, Liga Morska i Rzeczna urządziła w pierwszą niedzielę sierpnia regaty. Przez prezesa St. Śliwińskiego udało się dostać kilka worków cukru, mąki i innych produktów, jako nagrody dla rybaków. Przyjęła udział w regatach i Marynarka Wojenna, a nawet jakieś jachty („Karmen”?). W regatach brały udział łodzie z okrętów wojennych i kutry rybackie. Start odbywał się od przystani naprzeciwko Domu Zdrojowego — Starego Kurhausu. Dokładaliśmy starań, aby stosować się do ogólnych prawideł regatowych, lecz poza nielicznymi wyjątkami, nikt ich nie znał. Nie były to więc regaty ściśle odpowiadające wymogom sportowym. Ale jakoś to szło i główny cel — zwrócenie uwagi na morze i na możliwości sportu żeglarskiego, a także ożywienie morza przez Gdynię, został osiągnięty. Publiczność zebrana na lądzie oczywiście w niczym się nie orientowała. Wyrażała życzenie, aby w przyszłych regatach sternicy byli ubrani jak dżokeje, w różnokolorowych kurtkach, aby ich można było poznać z daleka. Tak czy inaczej, w życiu letniskowym ówczesnej Gdyni regaty stanowiły ważny ewenement, zaś wybrana przeze mnie data regat — pierwsza niedziela sierpnia — została przyjęta przez Yacht Klub Polski jako data dorocznych, najbardziej pokazowych i ogólnych naszych regat morskich. Miałem także ideę i w tym kierunku działałem, aby z czasem w tym okresie odbywał się doroczny „Tydzień Gdyński”.

Po skończonych regatach odbyło się w Polskiej Rivierze rozdanie nagród, po czym rozpoczęły się tańce. Z cukru, mąki itd rybacy kaszubscy byli bardzo zadowoleni. Worki z mąką i cukrem były przedtem wysłane do Gdyni, zaś nagrody tzw. „dżen­telmeńskie” musiałem przywieźć ze sobą z Warszawy w walizce. W przededniu regat wyjechaliśmy z mec. Emilem Weydlem z Warszawy. Mec. Weydel, będąc prezesem Towarzystwa, do którego należał „Hotel Kaszubski”, zarezerwował tam dla nas pokoje. Pociągi kursowały jeszcze wówczas przez „korytarz pruski”, tj. przez Malbork. Dojechaliśmy szczęśliwie do Gdańska, tam musieliśmy przesiąść się na inny pociąg do Gdyni (nie było jeszcze mowy o połączeniu bezpośrednim Gdyni z Warszawą; na to musieliśmy czekać przez czas dłuższy, do 1927 czy 1928 r.) Na koniec dowlekliśmy się do Gdyni, około 10 wieczór. Byliśmy z mec. Weydlem bodajże jedynymi pasażerami.

Na stacji panowały ciemności. O żadnych środkach lokomocji nie było mowy. Nie mogłem iść pieszo z ciężką walizką z nagrodami, więc szukałem możności zdeponowania jej gdzieś na noc. Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy zawiadowcę stacji, który zdaje się był tam w jednej osobie wszystkim. Ostatecznie udało się zo­stawić obie walizki (bo i mec. Weydel miał walizkę) u niego. Sami zaś wzięliśmy nasze nesesery i poszliśmy pieszo. W całej Gdyni nie było widać ani jednego światła. Dobrze, że znałem drogę. Późniejszą ulicą 10 Lutego, idąc przez jakieś piaski i doły dotarliśmy do stóp Kamiennej Góry i do Hotelu. Wszystko tam spało. Na dzwonek nikt nie wyszedł. Musieliśmy chodzić dookoła i stukać do okien. Wzięto nas począt­kowo za bandytów, lecz w końcu, po dłuższym czekaniu, ktoś zjawił się ze świeczką, wpuścił nas i zaprowadził do klitek, w których mieliśmy nocować. Następnego ranka posłaliśmy po nasze walizki. Tak się w 1923 roku przedstawiało letnisko nadmorskie w Gdyni.

Lato 1925 roku spędzałem częściowo w Gdyni. W międzyczasie w Kierownictwie Marynarki Wojennej zaszły zmiany. Szefem Kierownictwa został kmdr Jerzy Świrski. Namówił on komandora Unruga do przyjęcia stanowiska dowódcy floty z siedzibą w Gdyni, dokąd Dowództwo Floty zostało przeniesione z Pucka. Mieściło się ono w małym domku przy szosie gdańskiej, pod lasem. Domek został nabyty przez Kierownictwo M.W., lecz mieszkała tam, korzystając z ustawy o ochronie lokatorów, jakaś akuszerka, której w żaden sposób nie można było zmusić do opuszcze­nia mieszkania.

Początkowo zamieszkał w tym domku kmdr Świrski. Gdy został mianowany szefem Kierownictwa M.W., jego mieszkanie, składające się z trzech maleńkich pokoików, zajął nowy dowódca floty. Dowództwo mieściło się na poddaszu, na które można było się dostać przez mieszkanie dowódcy floty. Gdy kiedyś nikogo tam nie było, do biur trzeba było dostawać się po drabinie przystawionej do okna. Był oprócz tego jeszcze jeden pokój na parterze, który dopiero później został po­łączony z mieszkaniem. Przed domem znajdował się ogród, innych zabudowań nie było, a z tarasu roztaczał się widok na morze oraz na miejsce, gdzie miał powstać port. Zaraz za domkiem rozpoczynał się las. Spędzając swój urlop wówczas w Gdyni, mieszkałem w Hotelu Kaszubskim. Codziennie popołudniu spotykaliśmy się z ko­mandorem Unrugiem, jedliśmy kolację w Polskiej Rivierze, poczem odprowadzałem kmdr. Unruga do domu.

Na Kamiennej Górze było już nieco willi i na plaży przed Polską Rivierą zbierało się sporo publiczności. W tymże roku pokazał się w Gdyni pierwszy jacht Yacht Klubu Polski „Witeź”, nabyty w Stoczni Gdańskiej za fundusze, o które wystarał się generał Zaruski. Korzystali z jachtu przeważnie przyjezdni z Warszawy. Stał jednak ten jacht przeważnie w Gdańsku, gdyż w Gdyni nie było jeszcze bezpiecznie. Generał Zaruski wpadł na myśl urządzenia schroniska koło portu, gdzie mogliby zatrzymywać się przyjeżdżający z Warszawy żeglarze. Wystarał się o kilka starych wagonów kolejowych, które zostały ustawione u nasady drewnianej przystani. Przygotowałem projekt wykorzystania tych wagonów, ale Yacht Klub w Warszawie nie miał pieniędzy i nie umiał praktycznie przystąpić do sprawy. Ostatecznie, wagony te pozostawiono na łasce losu. Zagnieździli się w nich jacyś ludzie, później w ogóle znikły.

Gdynia zaczęła się już wtenczas rozwijać. Po pierwszym wójcie p. Radtke — gdy Gdynia została podniesiona do godności miasta, pierwszym burmistrzem został p. Krauze, Kaszub z Pierwoszyna, były urzędnik pruski, a w czasie wojny 1914—18 komisaryczny burmistrz Włocławka. Starostą wejherowskim, do którego należała część Gdyni (od miejsca, mniej więcej, gdzie później powstał dom Bergenske — rozpoczynał się powiat pucki) był p. Ossowski, obywatel z Pomorza. Później zastąpił go p. Lipski. Po kilku latach władze centralne zdecydowały zmienić p. Krauzego, który być może niezbyt się nadawał do realizowania planów rozbudowy dużego miasta (chociaż np. plany kanalizacji i wodociągów zostały opracowane na jego polecenie przez prof. Pomianowskiego). Jak to u nas często było, nie zdecydowano się wprost mu o tym powiedzieć, lecz zaczęto intrygować, szukać przekroczeń, nadużyć służbowych, których ostatecznie nikt mu nie dowiódł. Zawieszono go jednak w czynnościach, aby tylko nie zapłacić ustalonej w kontrakcie odprawy. Zrobiło to na ludności kaszubskiej jak najgorsze wrażenie.

W tym czasie stanęły roboty przy budowie portu. Według planu robót, Konsorcjum miało wykończyć na 1 stycznia 1926 r. część portu, między innymi nabrzeże późniejszego mola węglowego. Jednocześnie Konsorcjum rozwijało i dalsze roboty, objęte programami na lata 1926 i 1927. Koniec roku 1925 był bardzo burzliwy. Jedna z pogłębiarek Konsorcjum przewróciła się i utonęła, w niczym jeszcze nie osłoniętym od fali miejscu, gdzie budował się port. Dwie inne dragi zatonęły na morzu, w drodze do Gdyni. Poza tym silna burza uszkodziła budujące się nabrzeże mola węglowego i powywracała kafary wbijające pale pod fundamenty. Z tych przyczyn nie wykonano ustalonego na rok 1925 programu. Nota bene, było omyłką rozpoczynanie robót wewnątrz, zanim miejsce budowy portu nie zostało osłonięte od strony morza przez falochron. Ale tak chciało Ministerstwo. Dyrektor G. Chrzanowski był już wówczas bardzo chory i wkrótce umarł. Jego następcą został inż. St. Łęgowski. Pierwsza rata płatności Morganowi przypadała na styczeń 1926 r. Departament uczepił się jednak faktu, że program 1925 roku nie został wykonany i chociaż Konsorcjum wykonało prace na poczet lat następnych na sumę kilkakrotnie większą niż wynosiła pierwsza rata płatności, i nie ulegało żadnej wątpliwości, że częściowe niewykonanie programu 1925 roku spowodowała siła wyższa. Departament pierwszej raty nie zapłacił. Morgan kredyt cofnął. Żadne pertraktacje z inż. Łęgowskim nie odniosły skutku, człowiek ten stanął na gruncie formalnym i nic go z tego stanowiska ruszyć nie mogło. Nie chciał się również zgodzić na arbitraż, któryby niezawodnie przyznał rację Konsorcjum. Przez kilka miesięcy toczyły się pertraktacje, lecz bezskutecznie. Konsorcjum zaczynało już po trochu likwidować swoje sprawy. Sytuacja wydawała się bez wyjścia.

Otrzymywałem alarmujące listy, by ratować sytuację, zresztą, będąc w Gdyni, ze smutkiem widziałem, jak zatrzymują się tak świetnie zorganizowane i energicznie zapoczątkowane roboty. Pisałem artykuły, między innymi ostry artykuł do Ilustrowanego Kuriera Codziennego w Krakowie, biorąc za motto słowa Wyspiańskiego „miałeś chamie złoty róg”. Bombardowałem, jak mogłem i kogo mogłem, listami, zwracając uwagę na wytworzoną sytuację.

Na szczęście, po inż. Hipolicie Gliwicu, Ministrem Przemysłu i Handlu został mianowany inż. Eugeniusz Kwiatkowski. Zdecydowałem się, jeszcze go nie znając, przystąpić do ataku na niego. Słyszałem, że jest to człowiek o dużej inteligencji, z otwartą głową. Min. Kwiatkowski, wkrótce po swej nominacji, rozpoczął objazd główniejszych centrów Polski. Tak się złożyło, że w zachodniej Polsce miałem sporo przyjaciół, którzy popierali moje koncepcje w sprawie Gdyni. W Katowicach był np. inż.Wiktor Młodzianowski, który rozwinął tam energiczną akcję w Lidze Morskiej i Rzecznej. W Poznaniu miałem przyjaciół w Izbie Przemysłowo-Handlowej; również w Bydgoszczy i Grudziądzu.

Napisałem w sprawie Gdyni w mocnych słowach ujęty memoriał i rozesłałem go do tych moich przyjaciół, z prośbą o doręczenie go Ministrowi. Tak się też i stało. Gdy Minister przyjechał do Katowic udała się do niego deputacja i doręczyła mu memoriał. To samo miało miejsce i w szeregu innych miast. Jednocześnie szły alarmujące artykuły do gazet. Znacznie później przyznał mi się minister Kwiatkowski, że szybko się zorientował, iż cała akcja prowadzona jest z jednego centrum. Jak mi mówił, miał pretensję do inspiratora, gdyż sam się interesował Gdynią i chciał ją dalej budować.

Minister Kwiatkowski wziął sprawę Gdyni w swe ręce. Zerwane pertraktacje zostały wznowione i ostatecznie podpisano nowy kontrakt. Sytuacja finansowa Państwa w tym czasie poprawiła się i okazało się możliwe prowadzenie dalej budowy portu, nie uciekając się do kredytu, a płacąc za wykonane roboty gotówką. Odtąd wszystko szło gładko.

Latem w Gdyni prawie co dzień widywaliśmy się z pp. Unrugami i często by­waliśmy u nich. Kmdr Unrug miał samochód i nim objeżdżaliśmy piękne okolice Gdyni oraz całe wybrzeże. Dróg nowych jeszcze nie było. Przybyła, zdaje się, tylko droga do Oksywia idąca górą, która dawała możność dobrania się do Oksywia od strony szosy gdańskiej, piękną serpentyną na płytę oksywską. Normalna zaś komunikacja z Oksywiem odbywała się przez przekop pozostały w budującym się porcie, promem obsługiwanym przez ludzi, na który czasem trzeba było czekać straszliwie długo. Na Oksywiu już rozpoczynano budowę koszar Marynarki Wojennej i budynku dowództwa floty, przenoszono warsztaty z Pucka. Były też zamówione dwa pierwsze kontrtorpedowce — „Wicher” i „Burza”. Zamówiono je nie dlatego, że Marynarka tego żądała dla realizacji jakiegoś programu, ale że ze względów politycznych trzeba było czymś zainteresować pana Bertelot, szefa sekretariatu Ministra Spraw Zagranicznych w Paryżu. Jego przyjaciele mieli duże udziały w jednym z banków paryskich, bank zaś ulokował pieniądze w stoczni Chantiers Navals Franęais, powstałej w czasie wojny i pozostającej bez zamówień. Ostatecznie, obstalowano te dwa kontrtorpedowce i w ten sposób była nadzieja, że rozwój Polskiej Marynarki Wojennej ruszy na koniec z martwego punktu. Mówiono już i o zamówieniu trzech łodzi podwodnych. W związku z tym zachodziła konieczność urządzenia w Gdyni bazy.

Statki zostały tymczasem kupione. Miały one nadchodzić do Gdyni od pierwszych dni stycznia 1927 roku. Trzeba było pomyśleć o otworzeniu na ten czas biura Gdyni, przygotowaniu ładunków (frachtowaniu) i o asekuracji statków. Przede wszystkim zaś należało znaleźć ludzi, którzy mogliby się zająć frachtowaniem i zorganizować buchalterię. W Polsce nie było ani jednej osoby obeznanej z tymi sprawami. Trzeba więc było szukać ludzi, którzy mieli przynajmniej jaką taką styczność z pracą statków.

Z czasów swej pracy w „Polbalu” przypomniałem sobie, że był tam w wydziale drzewnym p. Kazimierz Rothert, który z tej racji miał styczność z ekspedycją statków, a poza tym studiował uprzednio w Akademii Handlowej w Antwerpii. Uważałem go za człowieka zdolnego i prawego, chociaż o trudnym charakterze. Mnie bardzo zależało na prawości charakteru. Ażeby coś budować musiałem mieć pomocników, do których miałbym zupełne zaufanie, niezdolnych do ukrywania swych błędów i przedstawiania rzeczy nie tak, jak one są. Potrzebowałem ludzi z charakterem, szczerze pragnących czegoś się nauczyć, będących w stanie bronić swego zdania. Nie znosiłem ludzi przyjemnych, zgadzających się we wszystkim z dyrektorem. Celem moim było dobranie wedle możności takich ludzi, którzy po przejściu w ciągu szeregu lat mojej szkoły, mogliby mnie z czasem zastąpić i w ten sposob zapewnić rozwój przedsiębiorstwa na dłuższą metę. Było to tym bardziej ważne, że w danym wypadku chodziło nie tylko o samo przedsiębiorstwo „Żegluga Polska”, lecz o stworzenie nowej w Polsce dziedziny: transportu morskiego, ze wszystkimi jego pomocniczymi czynnościami, jak np. maklerstwo okrętowe, asekuracja itd. :td.

Rothert mieszkał w Gdańsku. Po drodze z Warszawy do Gdyni odnalazłem go, powiedziałem o co mi chodzi i zaangażowałem go na kierownika wydziału frachtowego. Miał skrupuły, że tylko bardzo powierzchownie zna się na frachtowaniu. Nie podobało mu się także, że biura będą w Gdyni. Uspokoiłem go, mówiąc, iż jestem przygotowany na jego ewentualne omyłki, że będziemy razem załatwiali sprawy w najbliższej współpracy. Początkująca „Żegluga Polska” nie może być narazie niczym innym, jak właściwie warsztatem doświadczalnym. Powiedziałem mu także, że mógłbym z łatwością zaangażować tak zwanego „befrachtera” — cudzoziemca — i nikt by się temu nie dziwił. Wówczas jednak mielibyśmy ten kłopot — pomijając wszystkie inne — że taki cudzoziemiec, zainteresowany w utrzymaniu swego sta­nowiska, będzie dokładał wszelkich starań, by nie nauczyć fachu swych pomocników — Polaków. A poza tym Bóg wie, jakim bogom będzie służył.

Głównego buchaltera znalazłem również w Gdańsku. Był nim p. Włodzimierz Tokarski, rekomendowany mi gorąco przez jednego z dyrektorów banków jako porządny, inteligentny człowiek i dobry fachowiec w dziedzinie buchalterii. Został on zaangażowany nieco później, gdy już otworzyłem biuro w Gdyni.

W Gdyni mogłem znaleźć tylko jeden, mniej więcej odpowiedni lokal. Było nim czteropokojowe mieszkanie w domu b. wójta Gdyni, p. Radtke, na ulicy 10 lutego. Sam wynająłem pokój w pensjonacie państwa Schmidt „Laguna” przy ulicy Starowiejskiej, wówczas zwanej Sienkiewicza. Państwo Schmidt zajmowali mieszkanie na parterze, zaś pierwsze i drugie piętro (poddasze) składały się z pokoi, które wynajmowano na lato. Okna były pojedyńcze, zaś całe ogrzewanie stanowiły małe piecyki kaflowe, dobre w chłodniejsze dni latem, lecz zupełnie niewystarczające na zimę. Ale wyboru nie miałem. O kupieniu nawet najprostszych mebli w Gdyni nie mogło być mowy. Musieliśmy ich szukać w Wejherowie. Stopniowo urządzaliśmy się w biurze. Jeden z pokoi zająłem na swój gabinet, drugi na buchalterię i ka­sę, w trzecim mieścił się p. Rothert, w środkowych sekretariat, gdzie mieli także urzędować inspektorzy — nawigacyjny i techniczny — których wówczas jeszcze nie było.

Pierwsze statki na kolejne podróże zafrachtowałem sam, pod drewno, na względnie dobre frachty. O szereg pierwszych podróży byłem na razie spokojny. Najważniejszą teraz sprawę stanowiła asekuracja statków. Nie było by nic prostszego jak załatwienie tego zagranicą, chciałem jednak, aby nasze statki zostały zaasekurowane przez polskie towarzystwo asekuracyjne.

Po załatwieniu asekuracji statków i zapewnieniu pierwszych podróży na kilka miesięcy, trzeba było przygotować się na przyjęcie pięciu statków. Pierwszymi kapitanami byli: na ss „Wilno” — Mamert Stankiewicz z rosyjskiej floty wojennej, b. komendant okrętu szkolnego „Lwów”; na ss „Poznań” — Stanisław Łabędzki z floty handlowej rosyjskiej i bułgarskiej z Morza Czarnego; na ss „Kraków” — Adolf Miintzel z CK floty austriackiej; na ss „Katowice” — kmdr Tadeusz Bramiński z niemieckiej floty wojennej, później ze służby hydrograficznej naszej Marynarki Wojennej.

Pierwszy przyszedł do Gdyni, 4 stycznia 1927 roku statek ss „Wilno” i stanął przy nabrzeżu mola węglowego. To molo było jeszcze niewykończone, a nabrzeża puste, chociaż już wtedy leżał na nich tor kolejowy. Gdy statek przycumował, ze­brała się koło niego grupa ludzi, przeważnie robotników i zaintonowała „Jeszcze Polska nie zginęła”. Mało co zrobiło na mnie tak głębokie wrażenie. Zdawało mi się, iż ludzie czuli instynktem, że z przyjściem tego skromnego statku rozpoczyna się nowa stronica w historii Polski. Zaczęły się wizyty. 5-gc mieliśmy na statku sporo gości, w tym i z Gdańska. Zebrałem załogę i przemówiłem do niej, podkreślając jak wielka jest jej odpowiedzialność, gdyż od jej pracy będzie zależało imię polskiej żeglugi w portach obcych. Musimy zatem dążyć do tego, aby nie tylko dorównać innym, lecz okazać się lepszymi od naszych współzawodników na morzu.

Na 6 stycznia 1927 roku przewidzieliśmy poświęcenie statku i podniesienie bandery, na którą to uroczystość miał przybyć z Warszawy minister E. Kwiatkowski i grono zaproszonych gości. Należało zająć się przygotowaniem przyjęcia. W Gdyni nie było to wtedy sprawą prostą. Z rana 6 stycznia wagony z gośćmi z War­szawy przybyły na stację, gdzie ich spotkałem. Wagony odczepiono i bocznicą z wielkimi ostrożnościami skierowano do portu. Bocznica nie była przystosowana do dużych i ciężkich wagonów osobowych i, o ile sobie przypominam, władze kolejowe miały coś w torach zamienić, aby móc doprowadzić te wagony do miejsca postoju ss „Wilno”. Wagony stanęły naprzeciwko statku, który podniósł galę. Go­ście weszli na pokład i zaczęto nabożeństwo, odprawione przez ks. Turzyńskiego (zamordowany w 1939 r.) — miłego, inteligentnego i rozumnego księdza, który poświęcił prawie wszystkie statki polskiej floty handlowej, aż do ostatnich. Minister Kwiatkowski przemówił, jak zwykle z zapałem i z wrodzoną umiejętnością. Powiedział kilka słów ks. Turzyński, zdaje się generał Zaruski i może jeszcze inni. Uro­czystość prędko się skończyła. Goście zwiedzili statek. Pogoda była słoneczna, temperatura nieco ponad zero. Morze było niebieskie i wolne od lodu. Niewielka mesa na statku okazała się oczywiście, za mała, aby urządzić tam śniadanie dla większej ilości osób. Więc trzeba je było organizować w drewnianym baraku emigracyjnym, który stał wówczas u nasady mola węglowego. Aprowizację musieliśmy sprowadzać z Gdańska, obsługę również. Śniadanie można było urządzić tylko „a la fourchette”, ponieważ nie dysponowaliśmy ani dostateczną ilością naczyń, ani też stołów i krzeseł.

Po śniadaniu goście udali się na odpoczynek do wagonów, kilka osób skorzystało z gościnności pp. Schmidt w ich „Lagunie”. Po południu odbył się obiad na Dworcu Kolejowym (wykończonym w 1926 roku). W czasie obiadu zgasła elektryczność, co się zresztą zdarzało prawie co dzień wieczorem, gdyż jak tylko wzrastało zapotrzebowanie na prąd, przepalał się transformator i całe miasto pogrążało się w ciemnościach. Po dość długo ciągnącym się obiedzie — obsługa nie dopisywała — goście udali się do wagonów, które wkrótce odeszły do Gdańska.

Od następnego dnia byłem znowu zawalony pracą. Trzeba było uzupełnić załogi, co się udało. Brakowało nam tylko jednego mechanika i musiałem zaangażować na pewien czas gdańszczanina. Przewidując brak mechaników z pewną praktyką, przyjąłem na każdy statek asystenta maszynowego spośród absolwentów Szkoły Morskiej w Tczewie. Oczywiście, można było by się bez nich obejść i w Radzie czyniono mi z tego powodu zarzuty, że przedsiębiorstwo ponosi większe koszta na utrzymanie załogi. Większość panów z Rady nie mogła, albo i nie chciała zrozumieć, że inną rzeczą jest prowadzenie przedsiębiorstwa w kraju, w którym żegluga dawno istnieje i gdzie na zawołanie ma się ludzi, jakich potrzeba, a zupełnie inną — organizowanie żeglugi w kraju, w którym nie istniała, gdzie personel oficerski pochodzi z różnych państw i mórz i nie ma doświadczenia, gdyż nigdy nie przewoził ładunków, przeważających na Bałtyku.

Z Tokarskim już przedtem opracowaliśmy rachunkowość statkową. Odpowiednie formularze były gotowe. Jeździliśmy na statki i objaśnialiśmy, czego nam potrzeba, wskazując, w jaki sposób statki mają zgłaszać swe zapotrzebowania na materiały nawigacyjne i techniczne oraz na ewentualne naprawy. Nie poszło to łatwo, gdyż każdy kapitan był przyzwyczajony do innych porządków i do innych systemów. Każdy z nich uważał, że np. system w Ropicie (Rosyjskim Towarzystwie Żeglugi i Handlu w Odessie), lub w rosyjskiej flocie ochotniczej, czy też w CK flocie austriackiej, względnie na statkach bułgarskich, był najlepszy, podczas gdy ja nie sądziłem, by były to przykłady godne naśladowania. Opierałem się na wzorach nie­mieckich i angielskich. Z każdym kapitanem miewałem długie konferencje, również ze starszymi mechanikami, którzy pochodzili z różnych zaborów. Były trudności językowe. Nie mieliśmy jeszcze ustalonej terminologii. Terminologia rosyjska i niemiecka na północy i na południu (Bałtyk i Morze Północne z jednej i Morze Śródziemne z drugiej strony) różniły się również. A poza tym szereg osób mówiło po polsku z rusycyzmami, względnie z germanizmami. Nie odrazu np. zrozumiałem, o co chodzi jednemu z mechaników, który zamówił na statek „miedziane trąby”. Zapytałem, czy nie zamierza urządzić na statku orkiestry? Okazało się, że były mu potrzebne rury miedziane. Podobnych wypadków było dużo.

Mieszkałem ciągle w „Lagunie”. Musiałem nabyć piecyk naftowy, gdyż inaczej nie można było wytrzymać. Zajmowałem, w oczekiwaniu na żonę, dwa pokoje. Procedura wstawania była następująca: gdy budziłem się z rana około 6.30 — 7-mej, zapalałem stojący obok łóżka piecyk naftowy. Gdy się rozpalił, stawiałem na nim emaliowany dzbanek z wodą, przygotowany z wieczora. Czekałem aż się woda za- grzeje; jednocześnie nagrzewał się i pokój. Gdy temperatura stawała się znośna — wstawałem, goliłem się i myłem, potem ubierałem się. Na śniadanie przechodziłem do drugiego pokoju, razem z piecykiem, który stawiałem obok siebie.

Kilka razy przyjeżdżał do Gdyni kmdr Pistel, który również zamieszkiwał w „Lagunie”. Wówczas po śniadaniu piecyk szedł do jego pokoju i umożliwiał mu po niejakim czasie wstawanie. Gdy była u mnie w tym czasie żona, piecyk od kmdr Pistla wędrował do niej.

Zazwyczaj długo pracowałem w biurze. Gdy wracałem do domu, siadałem znowu do roboty, zawsze w asyście piecyka. Przygotowywałem pracę na dzień następny i pisałem swe sprawozdania dla ministra Kwiatkowskiego, czasem do późnej nocy. Bardzo często wieczorem gasła elektryczność, lecz miałem na te przypadki przygotowane świeczki. Wyjść wieczorem było trudno, a przede wszystkim nie było dokąd. Wszędzie było ciemno. Dom drżał od częstych sztormów zimowych.

Większość pracowników Żeglugi mieszkała jeszcze w Gdańsku. Jedynie p. Butkis mieszkał w Gdyni, na folwarku na Kamiennej Górze. Pamiętam, jak się tam wybierał po pracy: w długich butach — inaczej nie można było przebrnąć przez śniegi i błoto, z rewolwerem przy pasie i z latarką elektryczną, poruszaną za pomocą sznureczka na szyi.

Raz na tydzień zbierał się w jednym z pokoi u Grzegorzewskiego tak zwany Klub Obywatelski, gdzie debatowano dużo o przyszłości Gdyni, a między innymi zredagowano i posłano list do Papieża w sprawie spolonizowania jakiegoś kościoła.

W niedziele, jedyną rozrywką były spacery — o ile pogoda była dobra — i wyjazd do Sopotu lub Gdańska, do kina i na kawę. W Gdyni, jeszcze i znacznie później, nie można było nic dostać. Po takie rzeczy, jak bułki, ciastka, a nawet mięso i ryby, trzeba było jechać do Gdańska.

Poczta mieściła się nad torem kolejowym, w domu Stodolskiego. Wśród pierwszych rzeczy, niezwykle nam w „Żegludze” potrzebnych, były telefony i telegraf, które funkcjonowały w Gdyni od 9-tej do 1-ej i od 3-ej do 6-ej po południu. Gdy przyszedłem do kierownika urzędu obsługującego w jednej osobie telefon, telegraf oraz pocztę i powiedziałem, że będę potrzebował telefonu i telegrafu w ciągu całej doby — poczciwy pocztomistrz otworzył szeroko oczy i oświadczył, patrząc na mnie jak na niebezpiecznego wariata: „ależ, Panie Dyrektorze, jest to zupełnie niemożliwe. Wszak nigdzie tego nie ma!” (prawdopodobnie nie było tego w miejscach jego uprzedniej służby).

Naczelnikiem urzędu celnego był jakiś półinteligentny urzędnik, b. feldfebel niemiecki, który wystarczał dla punktu przejściowego, ale rozumie się, był zupełnie nieodpowiedni dla Gdyni. Właśnie o nim opowiadano, że gdy do Gdyni nadeszła, dla jednego z muzeów warszawskich, mumia egipska, powstał wielki problem, według jakiego punktu taryfy celnej zrobić odprawę. Szukano na literę „m”, lecz „mumii” nie znaleziono. Szukano na „e” — również nich odpowiedniego w taryfie nie było. Odprawy celnej dokonano więc według punktu — „ryba suszona”.

Gdynia wielu narodowości

0

16 maja, na godz. 17:30 zapraszamy do Biblioteki Wiedzy na kolejne spotkanie naszego gdyńskiego cyklu prowadzonego przez Krzysztofa Chalimoniuka.

Historia Gdyni to nie tylko rozwój, architektura i gospodarka, ale również dzieje ludzi. Zarówno tutejszych, jak i przybyszy, dla których miasto to stało się domem. Do Gdyni przybywali zarówno mieszkańcy innych regionów Polski, jak i obywatele innych krajów. W większości byli to przypływający do gdyńskiego portu marynarze. Jednak te odwiedziny, choć liczne, najczęściej nie pozostawiły po sobie trwałych śladów.

Dramatyczne wydarzenia, które rozgrywały się na świecie, sprawiły, że Gdynia stała się domem również dla licznych obcokrajowców. Tak było w okresie międzywojennym, w czasie wojny, jak i w latach późniejszych. Począwszy od 1926 roku, aż do dnia dzisiejszego spotkać można w Gdyni mieszkających tu przedstawicieli różnych narodów.

Właśnie im poświęcone będzie kolejne ze spotkań organizowanych w Bibliotece Wiedzy. Poznamy historie przybycia i życia codziennego przedstawicieli tych mniejszości. Dowiemy się, kim byli, czym się zajmowali, jakie były radości i smutki mieszkańców Gdyni – przybyszy często z odległych stron.

Czwartek, 16 maja, godzinie 17:30, Biblioteka Wiedzy, Gdynia ul.Świętojańska 141.

Spotkanie prowadzi dr Krzysztof Chalimoniuk z Biblioteki Wiedzy, Redaktor Naczelny Rocznika Gdyńskiego.

Wstęp wolny.

Serdecznie zapraszamy

Stare śpiewki spotkanie z pieśnią tradycyjną 20.05.2024

W poniedziałek, 20 maja 2024 roku godzina 18:00 zapraszamy na cykliczne spotkanie śpiewacze – Stare śpiewki.

Mile widziany jest każdy, kto poprzez śpiew chciałby się zbliżyć do swojej historii, poznać pieśni praprzodkiń, kto już śpiewał lub jeszcze nie, pieśni głosem, jaki dała nam natura. Będziemy rozgrzewać, ośmielać i oswajać się z naszymi głosami aż poczujemy radość i moc ze wspólnego śpiewania. Opowiemy o tradycjach, obrzędach i symbolice ukrytej w pieśniach. W maju, na podstawie pieśni tradycyjnych przygotujemy dla Was repertuar wiosenny z różnych regionów Polski. Będą pieśni z Kujaw, Kielecczyzny, Roztocza. Przypomnimy sobie pieśni, których nauczyłyśmy się zeszłym razem. Wyśpiewamy o Maniusi, pod grusią, o gajowym, zalotne i Świętojańskie.

Zaczniemy od bardzo krótkiej rozgrzewki narządów mowy i rezonatorów. Porozmawiamy o technikach śpiewu, ćwiczeniach oddechowych i innych, które rozluźniają i sprawiają, że śpiewanie staje się dla nas przyjemnością.

Spotkanie poprowadzi Olga Krasoń i Joanna Gostkowska.

Wszystkich zainteresowanych prosimy o zgłoszenie na adres glosytradycji@gmail.com.

Towarzystwo Miłośników Gdyni ul.Władysława IV 51, 20.05.2024 godzina 18:00.

Zapraszamy

Akademia Głosów Tradycji z Galionem 2023

Akademia Głosów Tradycji laureatem Gdyńskich Galionów 2023 w kategorii „Debiut Artystyczny”

W poniedziałek 13 maja 2024 roku w Muzeum Miasta Gdyni zostali wyłonieni laureaci Gdyńskich Galionów za rok 2023 – Nagrody Artystycznej Miasta Gdyni. W tym roku po raz pierwszy statuetki wręczała niedawno wybrana nowa Prezydent Gdyni Aleksandra Kosiorek.

Akademia Głosów Tradycji za debiutancką płytę „Po słońcu” została laureatem Gdyńskich Galionów 2023 w kategorii „Debiut Artystyczny”

Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.

Galiony 2023 AGT

Działanlość TMG w latach 1983-1984

Rocznik Gdyński Nr 5, Działalność TMG w latach 1983-1984, Konrad Ruth.

W okresie sprawozdawczym w działalności TMG kontynuowano kierunki pracy przyjęte w pierwszym półroczu 1983 r. Skoncentrowano się zwłaszcza na takich zadaniach, jak:

  • nawiązanie lepszej i szerszej łączności z członkami i sympatykami TMG;
  • przygotowanie koncepcji i form pracy z młodzieżą szkół podstawowych i ponadpodstawowych;
  • usprawnienie działalności organizacyjnej Towarzystwa;
  • przygotowanie walnego zebrania sprawozdawczo-wyborczego.

W związku z wyjazdem służbowym prezesa Tadeusza Grembowicza za granicę i podjęciem pracy na stanowisku dyrektora PSAL w Antwerpii, na posiedzieniu Zarządu 16.09.83 dokonano uzupełniających wyborów. Prezesem został Konrad Ruth, wiceprezesami — Danuta Nowicka i Zdzisław Pietras, a sekretarzem — Mirosława Waśkowska.

Jak zawsze poświęcano wiele uwagi przygotowaniom do druku kolejnych to­mów Rocznika Gdyńskiego. Zarząd i Redakcja wspólnie dążyły do zapewnienia większej rytmiki prac wydawniczych i stałych terminów druku. Niestety, mimo starań, znów się to nie udało. Komplet materiałów do tomu nr 4 za 1983 rok zo­stał dostarczony do drukarni już w sierpniu 1983 r. i we wrześniu został opraco­wany technicznie. Uzgodnienia przewidywały ukazanie się Rocznika w sprzedaży najpóźniej do końca pierwszego kwartału 1984 r. Trudności drukarni, spowodo­wane brakiem linotypistów, zadecydowały iż prace przy Roczniku nie zostały podjęte. Pierwsze interwencje Zarządu nie dały rezultatu, dopiero w marcu 1984 r. udało się ulokować Rocznik na linotypach w Zakładach Graficznych i w drukarni RSW Prasa w Gdańsku, przy zmniejszeniu objętości do 400 stron. W sumie na­stąpiła zwłoka niemal półroczna.

Na uroczystym spotkaniu Zarządu 2.12.83 uczczono piękny jubileusz prof. Bo­lesława Polkowskiego z okazji Jego 50 lat pracy dla Gdyni i gospodarki morskiej. Spopularyzowano w prasie Jego dorobek naukowy, przywiązanie do Gdyni i spo­łeczne pasje.

Na spotkaniu 14.12.83 w Klubie MPiK przy Skwerze Kościuszki przypomniano 50 rocznicę powstania Szkoły Sztuk Pięknych Wacława Szczeblewskiego w Gdyni. Historię, dorobek artystyczny tej placówki i miejsce w życiu kulturalnym miasta w okresie międzywojennym, przedstawiła Krystyna Fabijańska-Przybytko, kustosz Muzeum Narodowego w Gdańsku. Wspomnieniami dzielili się również byli ucz­niowie, przyjaciele i sympatycy twórczości prof. W. Szczeblewskiego. Wspólnie z Muzeum m. Gdyni i Biurem Wystaw Artystycznych pragniemy przygotować wystawę poświęconą działalności W. Szczeblewskiego. Ponadto TMG planuje odsło­nięcie tablicy pamiątkowej i wystąpienie z wnioskiem o nadanie jednej z ulic Jego imienia.

Starano się pogłębiać więź z członkami i sympatykami TMG oraz z Kołem Starych Gdynian. Regularnie wysyłano zaproszenia do członków i zakładów będących członkami wspierającymi na kolejne imprezy — spotkania i koncerty organizowa­ne przez TMG. Informacje te ukazywały się również w rubryce „zapraszają” w „Głosie Wybrzeża” i „Dzienniku Bałtyckim”.

Popularne stały się „czwartkowe spotkania TMG”, organizowane w trzeciej dekadzie miesiąca w Klubie MPiK przy Skwerze Kościuszki. W czwartym kwar­tale 1983 r. odbyły się 3 takie spotkania, a gośćmi byli: Jerzy Gruza — dyrektor Teatru Muzycznego oraz znani aktorzy — Józef Korzeniowski i Tadeusz Gwiaz­dowski.

Powodzeniem cieszyły się również organizowane przez TMG od listopada 1983 r. do kwietnia 1984 r. raz w miesiącu (również w Klubie MPiK) koncerty muzyki popularnej w wykonaniu solistów Teatru Muzycznego i Opery Bałtyckiej. „Stara Piosenka”, „Piosenki ze znanych komedii muzycznych”, „Piosenki węgierskie i hi­szpańskie”, „Koncert muzyki polskiej”. „W krainie operetki”, „Koncert muzyki włoskiej” — oto ich tematy.

W 1984 r. zapoczątkowano cykl prelekcji popularyzujących gospodarkę morską i zasłużonych, związanych z nią ludzi. I tak prelekcję „Eugeniusz Kwiatkowski twórca nowoczesnej gospodarki morskiej Rzeczypospolitej” wygłosił prof. Marian Marek Drozdowski, zaś prelekcję „Uwarunkowania i cele polskiej polityki żeglu­gowej” — prof. Sławomir Borowicz. W tym samym roku Towarzystwo Miłośników Gdyni po raz pierwszy włączyło się do obchodów Dni Morza. Przedstawiciel Za­rządu był członkiem Wojewódzkiego Komitetu Dni Morza. Dla członków i sympa­tyków TMG zorganizowano okolicznościowe spotkanie w Klubie MPiK w dniu 28 czerwca. Prelekcję pt. „Geneza i charakter obchodów Dni Morza” wygłosił dr Tadeusz Białas — Sekretarz Generalny Ligi Morskiej. W drugiej części spotkania uczestnicy wysłuchali koncertu „Piosenki 40-lecia”, w wykonaniu solistów Teatru Muzycznego.

Na przełomie 1983/84, przy pełnym poparciu Wydziału Oświaty i Wychowania Urzędu Miejskiego w Gdyni, Komisja d/s Młodzieży i Prezydium TMG przygoto­wały warunki organizacyjne do pracy z młodzieżą szkół podstawowych i ponad­podstawowych. Wzorowano się na doświadczeniach Towarzystwa Miłośników Byd­goszczy. Na posiedzeniu Zarządu 16.12.83 przyjęto kierunki pracy z młodzieżą oraz uchwalono regulamin konkursu „Młody Przyjaciel Gdyni”.

Celem konkursu jest pogłębienie wiedzy o historii i współczesności Gdyni, po­znanie zasłużonych dla miasta ludzi, zaangażowanie do konkretnych działań na rzecz miasta. Uczestnicy, po spełnieniu określonych warunków, otrzymają kolejno — brązową, srebrną i złotą odznakę „Młody Przyjaciel Gdyni”. Organizatorem kon­kursu są: na terenie miasta — Towarzystwo Miłośników Gdyni i Wydział Oświaty i Wychowania Urzędu Miejskiego w Gdyni, na terenie szkoły — dyrekcja i komi­sja szkolna. Konkurs ma charakter długofalowy i trwa od początku roku szkolnego do 15 maja każdego roku. Inicjatywa ta i zaproszenie do udziału w konkursie zo­stały wiosną 1984 r. przyjęte z zainteresowaniem przez uczniów i bardzo życzliwie przez nauczycieli. Do konkursu przystąpiło 27 szkół — 19 podstawowych i 8 ponadpodstawowych, a 1232 uczniów zgłosiło swój udział. W tekście sprawdzającym na temat wiedzy o Gdyni w dniu 12.04.84 wzięło udział 1232 uczniów. Komisje szkol­ne z 23 szkół zakwalifikowały 447 uczniów do brązowej odznaki „Młody Przyjaciel Gdyni”. Wnioski te zostały zatwierdzone przez Miejską Komisję Konkursową. Pre­zydium Zarządu TMG uchwałą z 5.06.84 przyznało owym 447 uczniom brązowe odznaki „MPG”. W dniu 29 czerwca podczas zakończenia roku szkolnego 1983/84 zostały wręczone uczniom legitymacje, natomiast odznaki „MPG” zostaną wręczo­ne pod koniec 1984 r., po ich dostarczeniu przez wykonawcę.

Zapoczątkowana została również sympatyczna współpraca z Pałacem Młodzieży w Gdyni. Przedstawiciele TMG brali udział w półfinale i finale XIV Turnieju n.t. „Gdynia — miasto, które znamy i kochamy”. Najlepsi uczestnicy ze szkół podsta­wowych nr 14, 27, 16 i 12 otrzymali nagrody indywidualne — po jednym tomie Rocznika Gdyńskiego. Ponadto Zarząd TMG przyznał nagrodę w wysokości 10 000 zł za I miejsce uzyskane w Miejskim Przeglądzie Programów Okolicznościowych z okazji 39 Rocznicy Wyzwolenia Gdyni. Nagrodę otrzymała p. Danuta Trzepacz ze Szkoły Podstawowej numer 18.

Na posiedzeniu Zarządu 2.05.84 dokonano dalszego kroku w pracy z młodzieżą. Na wniosek Komisji d/s Młodzieży i Prezydium TMG w porozumieniu z Wydziałem Oświaty i Wychowania Urzędu Miejskiego w Gdyni, uchwalono Regulamin Szkol­nego Koła TMG oraz uzyskano zgodę na zakładanie szkolnych kół TMG. Ponadto zatwierdzono projekt odznaki „Młody Przyjaciel Gdyni”, wybrany spośród opracowań wykonanych przez uczniów Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni-Orłowie.

TMG 1983-1984
Praca TMG z młodzieżą: pisanie sprawdzianu z wiedzy o Gdyni, w ramach konkursu Młody Przyjaciel Gdyni, przez młodzież z Zespołu Szkół Ekonomicznych w Orłowie (12.4.84)

Podsumowując pierwsze kroki w zakresie pracy z młodzieżą, można stwierdzić, że wypracowane koncepcje i formy pracy oraz uchwalone regulaminy otwierają nowe kierunki i poszerzają bazę statutowej działalności Towarzystwa. Jak te mo­żliwości zostaną wykorzystane — pokaże praktyka.

W IV kwartale 1983 i I kwartale 1984 prowadzono rozmowy w Urzędzie Miej­skim dla osiągnięcia postępu w realizacji uchwały WRN nr XVIII/79/83 w sprawie Parku Wypoczynku w Kolibkach. Celem tych działań było przygotowanie decyzji warunkujących podjęcie prac organizacyjnych i projektowych. Terminy realizacji tych ustaleń nie zostały jednak dotrzymane a droga dochodzenia do celu znacznie się już wydłużyła.

Na przełomie lat 1983/84 rozpoznawano również możliwości przyspieszenia re­montu i modernizacji basenu „Arki” (nieczynny od 1980 r.!) oraz rewaloryzacji Polanki Redłowskiej. Rozwiązanie tych dwóch problemów ma dla naszego miasta kapitalne znaczenie. Tylko tą drogą będzie można poprawić warunki rekreacji mieszkańców Gdyni na dziś i na jutro. Niezbędne wydaje się więc bardziej dyna­miczne w tym zakresie działanie władz miejskich, zainteresowanych instytucji oraz wsparcie organizacji społecznych.

Towarzystwo Miłośników Gdyni było współorganizatorem VII Poplenerowej Ogólnopolskiej Wystawy Tkaniny Artystycznej „IMPRESJE-82” w Gdyni. Zarząd ufundował nagrodę w wysokości 10 000 zł, którą decyzją jury otrzymała laureatka III miejsca — Zofia Tchorek z Warszawy. TMG brało czynny udział w uroczystoś­ciach związanych z 25-leciem Teatru Muzycznego w Gdyni. Uchwałą Prezydium Za­rządu przyznano i wręczono 19.11.83 na okolicznościowym spotkaniu sześć nagród w wysokości po 5 000 zł następującym zasłużonym aktorom i pracownikom: Józe­fowi Korzeniowskiemu, Urszuli Polanowskiej, Halinie Mickiewiczównie, Irenie Wizner, Kazimierzowi Golniewiczowi i Klemensowi Kleine.

W pierwszym kwartale 1984 r. wiele wysiłku włożono w przygotowanie III Walnego Zebrania Sprawozdawczo-Wyborczego. Odbyło się ono 10.04.84, tradycyjnie już w Izbie Wełny. Walnemu zebraniu przewodniczył Edward Obertyński, a sekre­tarzem była Alicja Wiej. W obradach udział wzięli m.in. Wiceprezydent Jan Ślu­sarz, Sekretarz KM PZPR Andrzej Kukiełko oraz przedstawiciele Koła Starych Gdynian, Towarzystwa Przyjaciół Gdańska i Towarzystwa Miłośników Bydgoszczy. Zebranie rozpoczęło się prelekcją na temat programu i rozwoju Muzeum Miasta Gdyni, którą wygłosił dyrektor Wojciech Zieliński. Zebrani z satysfakcją wysłu­chali tej informacji, gdyż była podsumowaniem długoletnich starań różnych śro­dowisk, w tym Towarzystwa Miłośników Gdyni, Koła Starych Gdynian i radnych MRN z Komisji Oświaty i Kultury.

Sprawozdanie z działalności TMG za okres 1980—1984 oraz kierunki pracy na następną kadencję przedstawił w imieniu Zarządu prezes — Konrad Ruth. Działal­ność ta była dość szczegółowo omówiona w dwóch poprzednich Rocznikach Gdyń­skich oraz w pierwszej części niniejszego artykułu. Pozostaje więc przytoczyć tu jedynie nieco liczb.

Uporządkowano rejestr członków. W okresie od 1.04.80 do 4.04.84 przyjęto 106 nowych członków, ubyło 87 członków (zrezygnowało 62 i zmarło 25). Na dzień 4.04.84 TMG liczyło 423 członków, w tym 21 w Kole przy Zakładach Rybnych nr 3 oraz 25 członków wspierających.

Biuro TMG działało w oparciu o organizację i formy pracy przyjęte w latach poprzednich. Główny wysiłek koncentrowało na akwizycji i realizacji zleceń oraz działalności finansowej. Za okres 4 lat zrealizowano 1186 zleceń. Sytuacja kadro­wa biura była złożona i zmienna, z uwagi na urlopy macierzyńskie i z tytułu opie­ki nad dzieckiem. W 1980 r. były zatrudnione 3 osoby (2,5 etatu) — kierownik biura i instruktor na pełnym etacie oraz gł. księgowa — pół etatu. Na koniec 1983 r. pracowały również 3 osoby, lecz tylko na 1,5 etatu.

Na rachunku bankowym Towarzystwa było na koniec 1979 r. 279,9 tys., zł, a na koniec 1983 r. — 1,7 mln zł (w tym 300 tys. do rozliczenia). Dochody wzrosły z 1,2 mln zł w 1979 r. do 8,5 mln zł w 1983 r. Proporcjonalnie wzrosły i wydatki. Podstawowe wpływy osiągano z realizacji imprez i innych zleceń (15% narzutu dla TMG), z koncertów w USC (33% dla TMG), z reklam, składek członkowskich, składek członków wspierających oraz dotacji. Wydatki na tzw. działalność własną były stosunkowo małe. W 1980 r. — 50 000 zł, w 1981 — 0, w 1983 — 23 000 zł i w 1983 — 150 000 zł.

Sprawozdanie Komisji Rewizyjnej przedstawił jej przewodniczący — Edward Wróbel. Pozytywny przełom w pracy Towarzystwa Komisja dostrzegła w 1982 r. Reasumując wyniki działalności TMG w minionej kadencji, Komisja Rewizyjna uznała, że potwierdzają one celowość i słuszność wytyczonego kierunku działania. Towarzystwo jest coraz bardziej widoczne i doceniane na terenie miasta. Zdobywa do swej działalności coraz więcej przyjaciół w różnych środowiskach Gdyni. W związku z tym Komisja Rewizyjna, oceniając pozytywnie działalność Towa­rzystwa, postawiła wniosek o udzielenie ustępującemu Zarządowi absolutorium.

Zabierający głos w dyskusji członkowie TMG potwierdzali na ogół oceny zawarte w sprawozdaniach, akceptując dotychczasową działalność i proponowane kierunki pracy w nowej kadencji. Walne zgromadzenie na wniosek Komisji Rewi­zyjnej, udzieliło absolutorium ustępującemu Zarządowi.

Na wniosek Zarządu, tytuły honorowego członka TMG otrzymały następujące osoby: Wanda Andrzejewska, Józef Bodziński, Karol Olgierd Borchardt, Piotr Cieślawski, Walerian Cięglewicz, Mieczysław Filipowicz, Tadeusz Gerwel, Kazimierz Jurkiewicz, Bolesław Just, Maksymilian Kasprowicz, Bolesław Polkowski, Włodzi­mierz Prochaska, Henryk Tetzlaff, Jadwiga Titz-Kosko, Witold Urbanowicz, Erazm Zabiełło.

Zebranie wytyczyło następujące kierunki pracy:

  1. Aktywne działanie dla pozyskania nowych członków, pragnących działać na rzecz Gdyni, w ramach statutu TMG.
  2. Pogłębianie integracji członków TMG oraz umacnianie więzi członków z wła­dzami TMG, m.in. przez organizowanie raz w roku Walnego Zebrania sprawozdawczoprogramowego, oraz uaktywnienie pracy Komisji Problemowych TMG i włączanie do działania w tych komisjach osób z szerokiego grona członków.
  3. Popularyzowanie założeń programowych TMG wśród młodzieży szkolnej i roz­wijanie z nią pracy m.in. przez kontynuowanie konkursu „Młody Przyjaciel Gdyni” oraz inne formy oddziaływania, dla stworzenia warunków do powstawania szkol­nych kół TMG.
  4. Systematyczne organizowanie różnorodnych imprez dla członków i sympa­tyków oraz ogółu społeczeństwa, jako formy popularyzowania zadań TMG, m.in. czwartkowych spotkań społeczno-kulturalnych, koncertów muzycznych i wokal­nych, odczytów i imprez o tematyce „Poznajemy Gdynię”, spotkań kameralnych z ciekawymi i zasłużonymi ludźmi związanymi z naszym miastem etc.
  5. Kontynuowanie wydawania Rocznika Gdyńskiego.
  6. Współdziałanie na rzecz umocnienia pozycji statutowej i stałego wzbogaca­nia zbiorów materialnych Muzeum m. Gdyni.
  7. Inspirowanie i organizowanie wystaw popularyzujących gdyńską plastykę, fotografikę, grafikę, historię oraz rozwój społeczno-gospodarczy miasta.
  8. Popularyzowanie gospodarki morskiej i ludzi dla niej zasłużonych.
  9. Współudział w imprezach z okazji zbliżających się rocznic: 40-lecia wyzwo­lenia miasta oraz 60-lecia nadania Gdyni praw miejskich.
  10. Udzielanie wsparcia dla inicjatyw Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Orłowie w zakresie remontu i budowy koniecznych obiektów szkolnych oraz przygotowania wystawy z okazji 40-lecia Szkoły (1985 r.).
  11. Podejmowanie inicjatyw w kierunku szybkiej i pełnej realizacji uchwały WRN w sprawie utworzenia Parku Wypoczynku w Kolibkach, a w szczególności — opracowania programu zagospodarowania i jego realizacji w możliwie najbliższym okresie.
  12. Przygotowanie uroczystości z okazji 10-lecia TMG (1986 r.).
  13. Kontynuowanie i pogłębianie współpracy oraz wymiany doświadczeń z in­nymi organizacjami o podobnym naszemu Towarzystwu zakresie działania.

Zebranie uchwaliło jako obowiązujące od 1 stycznia 1985 r. nowe składki człon­kowskie w wysokości rocznej co najmniej 100 zł dla ogółu członków, 50 zł dla eme­rytów i rencistów oraz 15 zł dla młodzieży szkolnej.

Walne zgromadzenie wybrało nowy Zarząd, w skład którego weszło 21 osób: Wanda Andrzejewska, Barbara Bielecka, Hubert Dolewski, Marek Dutkowski, Je­rzy Heidrich, Jadwiga Jurgowiak, Eugeniusz Lademan, Jerzy Miciński, Danuta No­wicka, Edward Obertyński, Hugon Piątek, Bolesław Polkowski, Władysław Porzyc- ki, Andrzej Ropelewski, Konrad Ruth, Piotr Sobaczyński, Janusz Uklejewski, Mi­rosława Waśkowska, Alina Wiej, Rafał Witkowski, Wojciech Zieliński.

Wybrano również Komisję Rewizyjną (Marian Bakota, Tomasz Czayka, Franci­szek Pluta, Ryszard Thomas, Edward Wróbel) oraz Sąd Koleżeński (Gabriel Groch, Edmund Kosiarz, Helena Polska, Dariusz Szymiec, Ryszard Witowski).

Na wspólnym posiedzeniu Zarządu, Komisji Rewizyjnej i Sądu Koleżeńskiego, które odbyło się 2.05.84, dokonano wyboru prezydium i władz Towarzystwa. Pre­zesem został wybrany Konrad Ruth, wiceprezesami — Jerzy Heidrich i Danuta Nowicka, sekretarzem — Piotr Sobaczyński, skarbnikiem – Hugon Piątek, z-cą skarbnika — Jadwiga Jurgowiak. Członkami prezydium zostali: Barbara Bielecka, Marek Dutkowski, Eugeniusz Lademan, Władysław Porzycki i Wojciech Zieliński. Przewodniczącym Komisji Rewizyjnej — Edward Wróbel, Przewodniczącym Sądu Koleżeńskiego — Dariusz Szymiec.

Działalność TMG w latach 1982-1983

Rocznik Gdyński Nr 4, Działalność TMG w latach 1982-1983, Konrad Ruth.

Na posiedzeniu Zarządu w dniu 18. II. 1982 r., podsumowującym działalność za rok 1981, dokonano m.in. wymiany poglądów na temat realizacji zadań statutowych przez Towarzystwo. Krytycznie zostały ocenione dotychczasowe formy pracy Zarządu, jak np. odchodzenie od działalności statutowej, brak pracy komisji problemowych i dostatecznej więzi z członkami. W wyniku dyskusji Zarząd wytyczył główne kierunki działania w oparciu o statut i przyjął jednomyślnie w formie uchwały plan działania TMG na lata 1981—1985 w zakresie kultury oraz plan pracy Zarządu na rok 1982.
Były to zadania niewątpliwie bardziej ambitne niż w latach poprzednich, lecz możliwe do wykonania pod warunkiem bardziej aktywnego włączenia się do pracy wszystkich członków Zarządu. Próby uaktywnienia działań czyniono w I i IV kwartale, z dość dużą przerwą jednak od maja do października 1982 r. Stąd też i wyniki jakie osiągnięto, w stosunku do zamierzeń, nie dają pełnej satysfakcji. Stan wojenny, atmosfera i nastroje osłabiały działalność społeczną. Prezydium w okresie II i III kwartału było mało aktywne, nie zwoływano posiedzeń, a praca TMG w tym czasie ograniczała się do pracy biura, polegającej głównie na przyjmowaniu zleceń i organizacji imprez.
Niemniej kontynuowano wysiłki organizacyjne i redakcyjne warunkujące wydanie „Rocznika Gdyńskiego” nr 3. Prezydium Zarządu omawiało wielokrotnie sprawy oraz służyło radą i pomocą m.in. na spotkaniu z redakcją w styczniu 1982 r. oraz na posiedzeniu Komitetu Redakcyjnego w marcu 1982 r. Pomyślnie zostały załatwione sprawy reklamy i dotacji. Rocznik odebrano z druku 17. I. 1983 r. i tegoż dnia był dostępny w sześciu księgarniach Gdyni, w zakładach pracy oraz w biurze TMG. Łącznie księgarnie sprzedały 1 020 egz., rekord osiągnęła księgarnia przy ul. Świętojańskiej 47. Przy okazji sprzedano Roczniki — 1977 i 1978/79. Rocznik nr 3 został dobrze przyjęty przez czytelników, członków i sympatyków TMG, radio i magazyn „Errata” w telewizji. Ukazały się w porę interesujące informacje w gazetach Wybrzeża.
Rozwijano również dalsze żmudne starania na rzecz powstania Muzeum Miasta Gdyni. Członkowie prezydium Zarządu brali udział w rozmowach z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, na temat ostatecznej lokalizacji i sformułowania projektu statutu Muzeum. Z inspiracji członków Zarządu ukazał się w „Głosie Wybrzeża” artykuł podkreślający konieczność powołania Muzeum. W sierpniu 1982 wniosek Prezydenta Gdyni został pozytywnie zaopiniowany przez wojewodę gdańskiego i przesłany do Ministra Kultury i Sztuki. W imieniu TMG wiceprezes K.Ruth interweniował w Ministerstwie Kultury i Sztuki i uzgadniał poprawki do projektu zarządzenia i statutu. W listopadzie ostateczna wersja została przesłana do Ministerstwa Kultury i Sztuki. Wreszcie, w grudniu 1982 r. po kilkakrotnych interwencjach w Ministerstwie przedstawiciela TMG, wyrażona zistała zgoda. 6. I. 1983 r. Prezydent Miasta w porozumieniu z Min. Kultury i Sztuki podpisał zarządzenie nr 2 o powołaniu Muzeum Miasta Gdyni. Towarzystwo uważa to w dużej mierze za swój sukces.
Na zebraniu w grudniu 1982 r., przy udziale reprezentującego powstające w Gdyni Towarzystwo Przyjaciół „Daru Pomorza” prof. B. Mazurkiewicza oraz dyrektora Centralnego Muzeum Morskiego doc. hab. P. Smolarka, Zarząd zapoznał się z koncepcją zagospodarowania „Daru Pomorza” jako obieku muzealnego. Udzielono poparcia dla reprezentowanych kierunków działania TPDP i CMM.
Wiele uwagi członkowie i Zarząd poświęcili projektowi „Planu rozwoju miasta Gdyni”. Między innymi w biurze TMG konsultowano plan i projekt uchwały w tej sprawie. Sformułowano i przedstawiono na sesji MRN wnioski, które brzmiały następująco: 1. Należy wystąpić do kierownika Urzędu Gospodarki Morskiej oraz Ministra Hutnictwa i Przemysłu Maszynowego o przedstawienie zweryfikowanych programów rozwoju gospodarki morskiej oraz stoczni na terenie Gdyni. 2. Przy opracowywaniu planów szczegółowych należy zweryfikować ogólną koncepcję zieleni i rekreacji, założyć etapy i włączyć do realizacji instytucje, organizacje społeczne oraz młodzież. Trzeba wystąpić o przyłączenie do miasta gminy Kosakowo. 3. Niezbędne wydaje się upowszechnienie wśród mieszkańców, organizacji społecznych, technicznych i młodzieżowych, samorządów i związków zawodowych planu zagospodarowania przestrzennego Gdyni na lata 1981—2000; w większym stopniu należy konsultować plany szczegółowe z zainteresowanymi instytucjami i organizacjami społecznymi.
Kontynuowano wzorem poprzednich lat organizację imprez dla członków i sympatyków TMG oraz dla Koła Starych Gdynian. W maju 1982 odbyły się dwie imprezy, w których wystąpiły chóry gdyńskie (2. V. 82 r. w Teatrze Dramatycznym) oraz amatorskie zespoły artystyczne Stoczni im. Komuny Paryskiej (9. V. 82 r. w Teatrze Muzycznym). W odpowiedzi na list otwarty do TMG w sprawie koncertów symfonicznych, zamieszczony 14. V. 82 na łamach „Dziennika Bałtyckiego”, omówiono wstępnie temat na posiedzeniu Zarządu oraz przeprowadzono rozmowy z przedstawicielem Państwowej Opery i Filharmonii Bałtyckiej.
Biuro Towarzystwa kontynuowało współpracę z klubami: „Bałtyk”, „Fregata”, KMPiK, „Mors”, z klubami garnizonowymi na Babich Dołach i Oksywiu, z Wydziałem Kultury Urzędu Miejskiego w Gdyni, Miejską Biblioteką Publiczną — przy organizacji imprez z okazji wyzwolenia Gdyni, Dni Morza, 22 Lipca oraz Rewolucji Październikowej. Zrealizowano również szereg zleceń na różne imprezy, wystawy, spotkania z autorami, aktorami, dziennikarzami, reżyserami itp. Imprezy te organizowane były na terenie klubów i zakładów pracy, np. z okazji Dni Morza czy 60-lecia Stoczni im. Komuny Paryskiej i Zarządu Portu.
Biuro zapoczątkowało w 1982 r. organizację imprez dla dzieci w przedszkolach i szkołach podstawowych, w wykonaniu aktorów Teatru Dramatycznego i Muzycznego. Imprezy takie były również organizowane dla dzieci przebywających w Gdyni na koloniach letnich. Od lipca 1982 r. kontynuowano organizację koncertów z okazji ślubów w Urzędzie Stanu Cywilnego. W sumie w 1982 r. za organizację imprez zleconych TMG osiągnęło zysk w wysokości 631 929 zł.
Ilość członków indywidualnych TMG wynosiła na koniec 1982 r. 465 osób, członków zbiorowych i wspierających było 24. Koła zakładowe TMG przy PLO i Zakładach Rybnych nr 3 praktycznie od chwili ich powołania nie przejawiały działałności. W I i IV kwartale przeprowadzono rozmowy z członkami TMG w Zakładach Rybnych 3, a w listopadzie 1982 obsłużono pierwsze zebranie Koła, na którym wybrany został Zarząd. Koło liczy obecnie 21 członków, zaległe składki od 1978 r. do 1982 r. zostały opłacone. Nie udało się natomiast mimo usilnych starań reaktywować koła TMG przy PLO.
Na koniec 1982 r. w poważnym stopniu zaktualizowano kartotekę i rejestr członków, uzyskano też pewną poprawę w zakresie regulowania zaległych składek przez członków. Wpływy ze składek wzrosły z 5 000 zł w 1981 r. do 12 260 zł w 1982 r.
W październiku 1982 r. Biuro wysłało 250 przekazów do członków z prośbą o uregulowanie składek. Przy okazji przesłano również krótką informację o pracy TMG, z zaproszeniem do współudziału.
Zarząd TMG w ciągu 1982 r. odbył dwa posiedzenia (18. II. i 7. XII.), natomiast prezydium — cztery posiedzenia (4. II., 27. V., 2. XI i 22. XII.). Z funkcji członka prezydium i Zarządu zrezygnował p. Stanisław Szczerek. Dokooptowano do Zarządu p. Barbarę Bielecką, a p. Danuta Nowicka została wybrana na członka prezydium. Ze stanowiska wiceprezesa, w związku z nadmiarem obowiązków zawodowych i społecznych, zrezygnował p. Andrzej Ropelewski.
W planie pracy TMG na 1983 rok, przyjętym na posiedzeniu Zarządu w dniu 22. III. 1983 r., nawiązano do kierunków wytyczonych w I kwartale 1982 r. Ponadto podjęto szereg nowych inicjatyw z uwagi na powstające potrzeby społeczne.
Kontynuowano prace redakcyjne i organizacyjne zmierzające do przygotowania do druku „Rocznika Gdyńskiego” nr 4. Uzyskano pozwolenie z Ministerstwa Kultury i Sztuki, zapewniono sobie miejsce w planie produkcyjnym drukarni, uzyskano przydział papieru. Druk powinien zakończyć się do grudnia 1983 r.
Podejmowane wysiłki zmierzające do wznowienia na terenie Gdyni koncertów muzyki poważnej, zostały uwieńczone sukcesem. W wyniku wspólnych starań Zarządu TMG i Wydziału Kultury i Sztuki UM oraz przychylnego stanowiska Dyrekcji Państwowej Opery i Filharmonii Bałtyckiej, Bałtyckiej Agencji Artystycznej, a także Dyrekcji Teatru Dramatycznego i Teatru Muzycznego — zawarte zostały umowy, przewidujące organizowanie raz w miesiącu koncertów muzyki kameralnej w Teatrze Dramatycznym i orkiestry symfonicznej w Teatrze Muzycznym. Inicjatywa ta utrwali się, jeśli koncerty spotkają się z zainteresowaniem melomanów i będą cieszyły się frekwencją.
Prezydium TMG nadal udzielało wsparcia dla powstającego z trudem Muzeum Miasta Gdyni. Z chwilą przejęcia dla potrzeb Muzeum pawilonu wystawowego przy Al. Zjednoczenia, zainicjowano jego szybkie wykorzystanie, nie czekając na załatwienie formalności. W pierwszym półroczu TMG zorganizowało tam dwie wystawy:

1. Z okazji jubileuszu Zarządu Portu i Stoczni im. Komuny Paryskiej, urządzono wystawę pt. ,,60 lat Portu Gdynia i Stoczni im. Komuny Paryskiej” (od 1 do 28 lutego br.). Wystawa ta cieszyła się dużym powodzeniem.

2. Popularyzację gdyńskich artystów zainaugurowała wystawa „Fotografika Bolesławy i Edmunda Zdanowskich”, przygotowana przy współudziale Liceum Sztuk Plastycznych w Orłowie. Była ona przeglądem twórczości tych wielce zasłużonych dla miasta artystów i pedagogów. Na wystawie zgromadzono 115 fotogramów.
W trosce o szybkie uruchomienie działalności Muzeum — Prezydium TMG na posiedzeniu 24 maja br. wysłuchało informacji na temat realizacji Zarządzenia nr 2 Prezydenta Miasta Gdyni z 6. I. 83 r. Stwierdzono, że postępowanie wykonawcze jest opóźnione, gdyż brak jest nadal decyzji personalnych, organizacyjnych i finansowych. Prezydium wystąpiło na piśmie do Prezydenta Miasta z prośbą o podjęcie odpowiednich decyzji.

50 lat TMG, Historia TMG
Wiceprezydent Gdyni Tadeusz Biernacki na wystawie „60 lat Portu Gdynia i Stoczni im. Komuny Paryskiej”
50 lat TMG, Historia TMG
Na otwarciu wystawy „Fotografika Bolesławy i Edmunda Zdanowskich”; Stoją od lewej: art. mal. prof. Maksymilian Kasprowicz, kierownik wydz. kultury i sztuki UM Wojciech Zieliński, fotografik Janusz Uklejewski, były dyrektor Liceum Sztuk Plastycznych Józef Bodziński, prof. Edmund Zdanowski, wiceprezes TMG Konrad Ruth oraz aktualny dyrektor Lic. Sztuk Plastycznych Eugeniusz Lademann
50 lat TMG, Historia TMG
Fragment wystawy „Fotografika Bolesławy i Edmunda Zdanowskich”


W toku dalszych dyskusji nad „Planem Rozwoju Miasta Gdyni” i podczas spotkań na temat scenariusza przygotowywanej wystawy pt. „Gdynia — portret miasta”, padło wiele krytycznych uwag i wniosków ze strony specjalistów i pracowników nauki, że sprawy portu w szerokim pojęciu nie znajdują dostatecznego zainteresowania i odbicia w pracach Miejskiej Rady Narodowej oraz Urzędu Miasta Gdyni.
Dla poprawy istniejącego stanu powiązań port — miasto, prezydium Zarządu TMG zwróciło się do Prezydium MRN z prośbą o rozpatrzenie wniosków dotyczących zorganizowania sesji MRN na temat powiązań miasta i gospodarki morskiej; powołania komisji morskiej MRN w Gdyni oraz powołania Rady Interesantów Portu w Gdyni.
Z inicjatywy TMG, przy udziale Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, zapoznano się z aktualnym stanem i zabezpieczeniem obiektów zabytkowych na terenie Gdyni. Dokonano wizji lokalnej: przy ul. Chylońskiej 55 i 149 (Dwór Lipowy), obiektu przy gazowni, kolonii rybackiej przy ul. Żeromskiego, willi na Kamiennej Górze przy ul. Korzeniowskiego 9 i 12 oraz Sieroszewskiego 6. Sformułowano szereg opinii i wniosków, z których jeden postuluje przyspieszenie kapitalnego remontu budynku przy ul. Korzeniowskiego 12, z przeznaczeniem na Muzeum. W tej sprawie TMG wystąpiło na piśmie do Prezydenta Miasta.
Prezydium TMG podjęło również temat o kapitalnym znaczeniu dla mieszkańców Gdyni: rewaloryzacji Kolibek. Poglądy i wnioski w tej sprawie sformułowano na piśmie i przesłano do Przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej. Już w czerwcu 1981 r. została podjęta przez Prezydium Miejskiej Rady Narodowej uchwała w sprawie szczególnej ochrony niektórych terenów w Gdyni-Orłowie i utworzenie tam Parku Wypoczynku. Dalsze działania były jednak zbyt powolne.
Przedstawiciele Zarządu brali także m.in. udział w przygotowaniu jubileuszu z okazji 25-lecia Teatru Muzycznego w Gdyni; w spotkaniu przedstawicieli Zarządów Towarzystw Społeczno-Kulturalnych, zorganizowanym wspólnie z Wydz. Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego oraz sprawozdawczo-wyborczym zebraniu Koła Starych Gdynian, na którym wiceprezes TMG został wybrany na członka Zarządu KSG.
Zapoczątkowano organizację „czwartkowych spotkań TMG” w lokalu KMPiK, dla członków i sympatyków. W pierwszym półroczu odbyły się spotkania z Mirosławą Walicką, autorką książki „Gdynia — pejzaż sprzed wojny” (marzec); z Jerzym Micińskim, redaktorem „Rocznika Gdyńskiego” i miesięcznika „Morze” (kwiecień) oraz z Andrzejem Bukowskim, redaktorem wydawnictwa „Gdynia — sylwetki ludzi, oświata i nauka, literatura i kultura” (maj). Na każde spotkanie biuro wysyłało po ok. 50 zaproszeń do członków.
Z okazji Dnia Dziecka TMG zorganizowało dwa koncerty pt. „Dzieci — dzieciom” w Teatrze Muzycznym w Gdyni (11. VI. 1983 r. o godz. 11.00 i 16.00). W programie wystąpiły: Dziecięcy Zespół Artystyczny „Jantarek” z Klubu Garnizonowego Marynarki Wojennej w Gdyni-Oksywiu oraz Dziecięce Zespoły Artystyczne Pałacu Młodzieży w Gdyni. Ogółem udział wzięło 1 400 dzieci.
Zarząd w I półroczu odbył dwa posiedzenia (22. III. i 27. IV. 83), natomiast prezydium — cztery (28. I., 17. II., 25. III., 23. VI.). Z funkcji sekretarza i członka prezydium zrezygnowała p. Maria Sieradzan, z uwagi na zmianę pracy i rozliczne zajęcia popołudniowe. Również p. Józef Bodziński złożył rezygnację z członka Zarządu, z uwagi na zły stan zdrowia, a p. Tadeusz Rymszewicz — z uwagi na obecne obowiązki służbowe. Dokooptowano do Zarządu p. Hugona Piątka i p. Antoniego Studnickiego. Jednocześnie odwołano p. H. Piątka z komisji rewizyjnej. Na członka komisji rewizyjnej powołano p. Franciszka Plutę — głównego księgowego ze „Sped-rapidu”. Na członków prezydium wybrano p. Barbarę Bielecką i p. Hugona Piątka, powierzając mu jednocześnie funkcję z-cy skarbnika. Uchwałą Zarządu powołano następującą komisje: historyczno-wydawniczą; d/s rozwoju miasta; d/s kultury i d/s młodzieży.
Zgodnie z planem, w m-cu czerwcu zapoznano się i dokonano wymiany doświadczeń w zakresie pracy statutowej z Towarzystwem Przyjaciół Gdańska i Towarzystwem Miłośników Miasta Bydgoszczy, które właśnie w tym miesiącu obchodziło jubileusz 60-lecia swojej działalności. Postanowiono nawiązać kontakty i bieżącą współpracę. W czasie rozmów utwierdzono się, że tylko rozwijanie działalności statutowej może dać pełną satysfakcję pracy w tego rodzaju Towarzystwie.
Podsumowując półtoraroczną działalność Towarzystwa Miłośników Gdyni można sądzić, że dokonano pewnego wyłomu w metodach pracy, doborze tematyki i porządkowaniu spraw organizacyjnych. W swoim działaniu podejmowano próby wychodzenia na spotkanie nowym inicjatywom i potrzebom społecznym oraz udzielano im niezbędnego wsparcia. Aby Gdynia stała się jeszcze bardziej nie tylko przedmiotem dumy nas wszystkich, ale także — przedmiotem serdecznej troski o dalszy jej piękny rozwój.

Konrad Ruth
Wiceprezes TMG

Działalność TMG w latach 1980-1981

Rocznik Gdyński Nr 3, Działalność TMG w latach 1980-1981, Maria Sieradzan.

Od stycznia 1976 roku, kiedy to zatwierdzono statut Towarzystwa Miłośników Gdyni, minęło sześć lat. Pierwszy okres działalności dotyczył określenia ram organizacyjnych TMG, a także wypracowania form i kierunków pracy. Nie było to łatwe, ani proste. Były osoby, które marzyły o tysiącach członków; o zajmowaniu się przez Towarzystwo niemal wszystkimi sprawami dotyczącymi Gdyni. Inni widzieli TMG jak przedsiębiorstwo przynoszące dochody, dla tworzenia finansowych podstaw działalności. Najliczniejsza jednak grupa skłaniała się ku rzetelnemu dokumentowaniu historii Gdyni, oraz szeroko pojętemu propagowaniu osiągnięć miasta i ludzi z nim związanych.

Z dyskusji narodziły się główne kierunki działalności, które Towarzystwo przyjęło za swą wytyczną od kilku lat. Za priorytetowe uznano m.in. sprawy wydawnicze. Tak więc konsekwentnie — niezależnie od wielu trudności — wydajemy „Rocznik Gdyński”. W 1980 roku ukazał się drugi numer „Rocznika” i przystąpiono do prac redakcyjnych przy trzecim. W wyniku dotowania przez Towarzystwo ukazały się nakładem Wydawnictwa Morskiego bardzo z początkami Gdyni-portu i Gdyni-miasta powiązane pamiętniki Juliana Rummla „Narodziny żeglugi”. Nakład 5000 egzemplarzy błyskawicznie został rozsprzedany, co wskazuje na zainteresowanie, zwłaszcza Gdynian tą tematyką.

Zamierzaliśmy wydać w 1981 r. rzetelny folder o Gdyni, nie udało się jednak zrealizować tego zamiaru. Na przeszkodzie stanęły kłopoty z uzyskaniem papieru, oraz inne ograniczenia. Nie rezygnujemy jednak z tego zamiaru, uważamy bowiem że jest to pozycja bardzo potrzebna, zwłaszcza wczasowiczom i młodzieży przebywającym w naszym mieście w okresie letnim.

Zarząd Towarzystwa podjął stałe, choć nie zawsze skuteczne działania, mające na celu rozszerzenie i pogłębienie kontaktów ze wszystkimi członkami TMG. Uważaliśmy za słuszne połączenie tych dążeń z propagowaniem i popieraniem środowisk twórczych, oraz gdyńskiego amatorskiego ruchu artystycznego. Nie mamy w tym nadzwyczajnych osiągnięć, ale pewien postęp odnotować należy.

Tradycyjnie już od trzech lat organizujemy spotkania popremierowe, z udziałem aktorów i realizatorów sztuk wystawianych w Teatrze Dramatycznym. W dwóch ostatnich latach odbyło się 10 spotkań w Klubie Robotniczej Spółdzielni Mieszkaniowej „Dziupla” na Obłużu. Organizowano także, wspólnie z Klubem MPiK, Gdyńskie Spotkania z Muzyką. Mimo anonsów w prasie o odbywających się imprezach, udział członków TMG był w nich nieliczny. Dużym zainteresowaniem i frekwencją cieszył się natomiast koncert Reprezentacyjnego Zespołu Marynarki Wojennej „Flotylla”. Chcemy nadal kontynuować te koncerty, w miarę możliwości.

Wzajemnemu zbliżeniu członków TMG oraz rozszerzaniu kontaktów z profesjonalnymi placówkami kultury służyło także, zorganizowane w kwietniu 1981 roku w Teatrze Muzycznym, spotkanie z dyrektorem Andrzejem Cybulskim. Cieszyło się ono sporym zainteresowaniem, nadal bowiem repertuar tego teatru jest żywo dyskutowany przez mieszkańców naszego miasta.

Mając stale na uwadze propagowanie historii miasta oraz ludzi zasłużonych dla rozwoju gospodarki morskiej, wystąpiliśmy w 1980 roku do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej z wnioskiem o nadanie nowym ulicom gdyńskim nazwisk ludzi zasłużonych dla miasta: Augustyna Krauzego, Jana Radtke, Kazimierza Porębskiego, Franciszka Sokoła, Włodzimierza Steyera i Józefa Unruga.

Zgodnie z wnioskiem II Walnego Zgromadzenia Członków TMG, Zarząd czynił wiele starań o powołanie Muzeum Miejskiego. Członkowie Prezydium Zarządu TMG uczestniczyli w Sesji Miejskiej Rady Narodowej w czerwcu 1981 roku, zabierając głos w najważniejszych sprawach dotyczących rozwoju kultury i estetyzacji miasta, w tym także — powołania muzeum. Po podjęciu przez Miejską Radę Narodową uchwały o powołaniu Muzeum Miejskiego czyniono starania o decyzję Ministra Kultury i Sztuki, akceptującą nadanie Działowi Historii Gdyni przy Miejskiej Bibliotece Publicznej statusu muzeum. W wyniku tych starań, w lutym 1982 r. Minister Kultury i Sztuki wyraził zgodę na powołanie muzeum w naszym mieście, o czym informujemy z radością wszystkich zainteresowanych.

W ciągu ostatnich dwóch lat tradycyjnie już kontynuowano współpracę z Wydziałem Kultury i Sztuki UM, Stowarzyszeniem Kapitanów Żeglugi Wielkiej, wojskiem, spółdzielczością mieszkaniową, klubami zakładów pracy i instytucjami kultury, organizując wspólnie odczyty na tematy związane z historią Gdyni, spotkania i koncerty, przyjmując zlecenia na urządzanie wystaw plastycznych, choinek noworocznych itp. Wśród wielu imprez wymienić należy przede wszystkim koncerty z okazji 40-lecia pracy kompozytorskiej Adolfa Wiktorskiego oraz 50-lecia chóru „Symfonia”, zorganizowane wspólnie z Wydziałem Kultury i Sztuki UM.

Towarzystwo było współorganizatorem XI Dekady Pisarzy Wybrzeża, a także — wspólnie z Klubem Stoczni im. Komuny Paryskiej „Fregata” — poranków symfonicznych dla dzieci, oraz comiesięcznych koncertów dla dorosłych.

Dzięki stałej współpracy z Klubem MPiK, przez cały 1980 r. odbywały się w tymże klubie raz w miesiącu spotkania z pisarzami, dziennikarzami oraz ciekawymi ludźmi spoza tych środowisk.

Kontynuujemy koncerty w Urzędzie Stanu Cywilnego z okazji ślubów (w każdym roku ponad 1000) oraz jubileuszy małżeńskich.

Utrzymujemy kontakty z Kołem Starych Gdynian, a także zgłosiliśmy chęć współpracy z powstałym w 1981 r. Oddziałem Gdyńskim Ligi Morskiej.

Dla rozpropagowania TMG poza naszym miastem współuczestniczyliśmy w organizacji koncertów dla wczasowiczów FWP. Wspólnie z RSW „Prasa” organizowaliśmy koncerty dla bywalców klubów i świetlic w całym województwie gdańskim.

Przedstawiając relację z dwuletniej działalności Towarzystwa, pragnę podziękować tym wszystkim, którzy zgłaszali propozycje i inspirowali pracę Zarządu, służyli radą i pomocą przy realizacji zadań, a także zakładom i przedsiębiorstwom gdyńskim za pomoc finansową, dzięki której udało nam się wydać m.in. oddawany właśnie do rąk Czytelników kolejny tom „Rocznika Gdyńskiego”.

Maria Sieradzan

Działalność TMG w latach 1978-1979

Rocznik Gdyński 1978/79, Działalność TMG w latach 1978-1979, Maria Sieradzan.

Przekazując członkom i sympatykom Towarzystwa Miłośników Gdyni kolejny „Rocznik Gdyński 1978-1979”, Zarząd dziękuje tym wszystkim, którzy zechcieli wypowiedzieć się w formie recenzji, uwag i spostrzeżeń na temat pierwszego. „Rocznika”. Wyrażamy przekonanie, że każdy następny „Rocznik” spotka się z podobnie żywym odbiorem społecznym, wnikliwymi ocenami, propozycjami i uwagami.

Wzorem poprzedniego „Rocznika”, pragniemy poinformować o działaniach i dokonaniach Towarzystwa oraz o niektórych zamierzeniach na przyszłość. Lata 1978 i 1979 przyniosły dalszy rozwój współpracy z placówkami kulturalno-oświatowymi w mieście. Wspólnie z Klubem Międzynarodowej Prasy i Książki „Ruch” zorganizowano 57 koncertów, w tym 20 kameralnych, przy udziale Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków. W Klubie tym odbyło się 66 spotkań autorskich, prelekcji i odczytów oraz 22 monodramy i recitale.

Znacznie rozszerzono współpracę z Wydziałem Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego w Gdyni, organizując wspólnie ogólnodostępne koncerty muzyków-profesjonalistów w Szkole Muzycznej w Gdyni, występy chórów gdyńskich w Teatrze Muzycznym, imprezy z okazji jubileuszów małżeńskich w Urzędzie Miejskim oraz około 2 tysiące koncertów dla nowożeńców, a także — ogólnopolski konkurs grafiki marynistycznej, zakończony wystawą prac w Pawilonie Wystawowym przy Skwerze Kościuszki.

Dobrze układa się współpraca z Ośrodkiem Kultury „Dziupla” na Obłużu, w którego lokalu zorganizowano między innymi koncert kameralny orkiestry Wyższej Szkoły Muzycznej w Gdańsku oraz koncert Kwartetu Łazienek Królewskich z Warszawy.

TMG nawiązało kontakt z Osiedlowym Centrum Kultury „Bałtyk” na Witominie, w którym odbywają się comiesięczne imprezy pod nazwą „Teatralne Spotkania Popremierowe”. Uczestniczą w nich twórcy i wykonawcy premier w Teatrze Dramatycznym w Gdyni. A skoro już mowa o sprawach teatralnych, to warto odnotować, iż oddanie do użytku nowego gmachu Teatru Muzycznego stało się impulsem do powołania w grudniu 1979 sekcji teatralnej TMG.

W roku 1978 Towarzystwo Miłośników Gdyni objęło swą działalnością nie tylko mieszkańców miasta, ale także dzieci, przebywające w naszym mieście na koloniach. Akcja ta, w ramach której zorganizowano w Klubie PKP interesującą wystawę fotograficzną p.n. „Pierwsze Kroki w Gdyni” (przygotowaną i opracowaną na podstawie materiałów archiwalnych Działu Historii m. Gdyni) oraz zapoznawanie uczestników kolonii letnich z dziejami miasta (zajmowali się tym pracownicy Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdyni), była kontynuowana z powodzeniem w roku 1979.

Sądzimy, że ten kierunek pracy — wychodzenie z wszystkim, co gdyńskie, do turystów i młodzieży z całego kraju — warto utrzymać i rozwijać. Liczymy na dalsze w tym zakresie inspiracje ze strony naszych członków.

TMG zacieśnia więzy z przedsiębiorstwami i instytucjami, współpracując z nimi przy organizacji imprez o szerokim zasięgu, takich jak np. Festiwal w Hawanie czy akademie ogólnomiejskie. Współpraca ta przyniosła owoce w postaci wzrostu liczby zakładów pracy, które stały się członkami wspierającymi nasze Towarzystwo.

Nową formą pracy jest też nawiązanie kontaktu ze Zrzeszeniem Kapitanów Żeglugi Wielkiej. Rozpoczęliśmy już cykl spotkań z mieszkańcami miasta, na których kapitanowie opowiadają o swojej pracy i problemach z nią związanych.

Zainteresowanie działalnością ze strony władz miasta oraz pomoc przedsiębiorstw i instytucji gdyńskich, które partycypują w kosztach wydawniczych „Rocznika Gdyńskiego”, pozwalają nam na rozszerzenie planów wydawniczych. W 1980 raku ukażą się nakładem Wydawnictwa Morskiego pamiętniki Juliana Rummla. Będzie to pozycja, otwierająca cykl wspomnień ludzi, których życie jest nierozłącznie związane z historią i współczesnością naszego miasta. Następną pozycją będą „Wspomnienia wilka morskiego” Jana Netzla.

Uzyskany w 1978 roku lokal przy ulicy Władysława IV 51 umożliwił nam ściślejsze niż dotychczas kontakty z mieszkańcami Gdyni i naszymi członkami. Nie od rzeczy będzie odnotowanie, że było ich pod koniec 1979 roku – 456. Zorganizowanie popołudniowych dyżurów członków Zarządu TMG we wtorki i piątki ułatwiło bezpośrednie spotkania, pomocne w naszej dalszej pracy.

Uzupełniając relację z dwuletniej działalności TMG warto dodać, iż w 1979 roku wydano znaczek Towarzystwa w ilości tysiąca sztuk, zaprojektowany przez uczniów klas IV i V Liceum Plastycznego w Gdyni-Orłowie i ufundowano na Obłożu — wspólnie z Urzędem Miejskim — pamiątkową tablicę, poświęconą bohaterskim harcerzom Gdyni.

W latach następnych pragniemy rozszerzać współpracę z klubami, z Wydziałew Oświaty i Wychowania, głównie w zakresie powoływania kół TMG w szkołach gdyńskich.

Maria Sieradzan

Sekretarz Towarzystwa Miłośników Gdyni

Rocznik Gdyński 1978/79

Towarzystwo Miłośników Gdyni 1977

Rocznik Gdyński 1977 rok, artykuł “Towarzystwo Miłośników Gdyni” autorstwa ówczesnego Prezesa Tadeusza Grembowicza.

Wśród ludzi związanych od lat z Gdynią dawno już dojrzewała idea zgrupowania w jednej organizacji osób, którym rozwój naszego miasta leży na sercu. Podobne było odczucie władz polityczno-administracyjnych, które w takim Stowarzyszeniu widziały miejsce powstawania wielu cennych inicjatyw, zmierzających do pełnego zintegrowania gdyńskiej społeczności, do uświetnienia miasta, nadania należnej mu rangi.

Jubileusz 50-lecia nadania Gdyni praw miejskich szczególnie mocno zaktywizował społeczno-kulturalny aktyw naszego miasta. Na Walnym Zebraniu, które odbyło się 7 października 1975 roku, ustalono nazwę Towarzystwa Miłośników Gdyni oraz określono zadania, jakie organizacja ta ma do spełnienia.

Ramowy program ideowy, określenie praw i obowiązków członków Towarzystwa Miłośników Gdyni, sposób wybierania władz oraz zakres działalności, zostały określone w statucie, zatwierdzonym 16 stycznia 1976 roku przez Urząd Miejski w Gdyni. Data ta uważana jest za moment rozpoczęcia działalności Towarzystwa.

Zadania postawione przed Towarzystwem, są sformułowane bardzo lakonicznie, ale jednoznacznie: rozwijanie działalności, mającej na celu umocnienie miasta jako ośrodka przemysłowo-portowego upowszechnianie znajomości dziejów miasta, roztoczenie opieki nad gdyńską twórczością literacką, teatralną i plastyczną, tworzenie więzi społeczeństwa ze sztuką i jej twórcami, uczulenie ogółu mieszkańców na estetykę miasta, popularyzacja gospodarki morskiej wśród społeczeństwa, i wiele innych inicjatyw. Krótko mówiąc, wszystko, co wiąże się z rozkwitem miasta w różnych dziedzinach jego życia, jest w kręgu zainteresowania Towarzystwa Miłośników Gdyni.

W początkach 1977 r. Zarząd podsumował dotychczasowe wyniki działalności. Na plus zaliczono ogłoszony przez TMG, wspólnie z Oddziałem Morskim Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich ogólnopolski konkurs na najlepszą publikację prasową, radiową i telewizyjną o Gdyni — w roku jubileuszu. Liczne prace, jakie napłynęły do organizatorów, świadczyły o wysokim poziomie konkursu.

Za słuszną uznano również inicjatywę wydania „Rocznika Gdyńskiego”. Pierwszy numer, jaki oddajemy do rąk Czytelników, utrwala w pamięci społeczeństwa rok jubileuszu, nawiązuje do historii miasta i przedstawia prognozy rozwojowe. Mamy nadzieję, że Rocznik spotka się z przychylnym przyjęciem.

Towarzystwo nasze postawiło sobie zadanie zwiększenia ilości kół zakładowych i uaktywnienia jego członków. Realizacji tych założeń sprzyjało spotkanie prezydium zarządu TMG z przedstawicielami czołowych przedsiębiorstw miasta, zwołane w lipcu 1977 roku z inicjatywy Komitetu Miejskiego PZPR w Gdyni. W wyniku spotkania, w szeregi członków wspierających wstąpiły liczne przedsiębiorstwa, a przy zakładach pracy zaczęły powstawać koła Towarzystwa. Jedno z pierwszych Wspólnie z Wydziałem Oświaty i Wychowania Urzędu Miejskiego w Gdyni podjęliśmy też starania o popularyzację gdyńskiej problematyki w szkołach stopnia licealnego. Liczymy, że młodzież stworzy najprężniejsze komórki naszej organizacji. Temu działaniu powinien pomóc stały turniej wiedzy o Gdyni, ogłoszony w szkołach. Poprzez spotkania z twórcami gdyńskimi chcemy również upowszechniać sztukę w środowisku szkolnym.

W działalności ogólnomiejskiej kontynuować będziemy cykl spotkań z „Ludźmi Gdyni”. Pierwsze z nich, z Danutą Baduszkową — dyrektorem operetki — na budowie Teatru Miejskiego, spotkało się z tak gorącą reakcją członków Towarzystwa, że przekonani jesteśmy o celowości kontynuowania tego rodzaju imprez.

W dziedzinie upowszechniania sztuk plastycznych planujemy organizowanie indywidualnych, kameralnych wystaw twórców Gdyni, oraz przynajmniej raz w roku przekrojowej ekspozycji szerokiego grona twórców. Popularyzacji muzyki będą służyć koncerty, które chcemy urządzać przynajmniej raz w miesiącu. Mamy nadzieję, że do kalendarza imprez kulturalnych miasta wejdą również połączone z muzyką spotkania z poetami, zwłaszcza marynistami, a także z twórcami prozy.

Nie ukrywamy, że mamy również plany wydawnicze. Poza kontynuowaniem edycji „Rocznika Gdyńskiego” myślimy wspólnie z Wydziałem Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego w Gdyni o folderze — przewodniku gdyńskim.

Tak w ogólnym zarysie przedstawiają się nasze zamierzenia. Pominąłem tu ambitne plany kół zakładowych, które podjęły różne cenne inicjatywy, m.in. utrwalenie w pamięci społeczeństwa ludzi, którzy tworzyli podstawy gospodarki morskiej i byli twórcami przeobrażeń technicznych na przestrzeni lat. Koła te będą współpracować na tym polu z Działem Historii m. Gdyni. I tak Polskie Linie Oceaniczne przekażą mu dokumenty o ludziach, którzy wsławili się wzorową pracą na statkach PMH, a Zakłady Rybne w Gdyni zorganizują stałą wystawę, obrazującą modernizację przetwórstwa rybnego w powojennym okresie.

Czekamy na dalsze inicjatywy, które w miarę możliwości podejmiemy w naszej działalności. Liczymy również na aktywny współudział wszystkich członków Towarzystwa w realizacji naszych planów i zamierzeń. Sprzyja im działający od 1 września 1977 roku stały sekretariat Towarzystwa, jeszcze niestety nie we własnym lokalu, z przydziałem, którego wiążemy nadzieje na dalsze usprawnienie naszej pracy.

W zakończeniu chciałbym zaapelować do wszystkich Czytelników „Rocznika Gdyńskiego” oraz miłośników Gdyni o nadsyłanie uwag, propozycji i podzielenie się opinią dotyczącą zarówno niniejszego wydawnictwa, jak i działalności Towarzystwa, a przede wszystkim spraw związanych z Gdynią. Chcielibyśmy też wiedzieć, jak społeczeństwo wyobraża sobie Gdynię roku 2000, jak chcieliby widzieć miasto jego mieszkańcy, oraz jakie formy swego udziału w budowie tego dzieła proponują w działalności Towarzystwa. Wszelkie uwagi będą dla nas cennym materiałem w ustaleniu dalszych zamierzeń. Będą one również niewątpliwie wskazówkami dla władz miasta, którym przy tej okazji pragniemy złożyć podziękowania za dotychczas okazywaną opiekę i prosić o nią także w przyszłości.

Tadeusz Grembowicz

Prezes Towarzystwa Miłośników Gdyni

Rocznik Gdyński 1977